A perfect mate [5/6]

 - Co kurwa? - jęknął, łapiąc się za skronie. Głowa pulsowała mu tępym bólem. Tylko raz w życiu tak się spił, że na drugi dzień rozważał odseparowanie głowy od reszty swego ciała, byle pozbyć się cierpienia. - Nic nie piłem! - warknął pod nosem, rozeźlony.

- Atsumu-kun. - Ktoś pochylił się nad nim i złapał za nadgarstki. - Obudziłeś się.

Atsumu uchylił lekko powieki, zaraz je zamykając z jękiem. Nawet przytłumiony płomień pochodni kłuł go w oczy niczym miliony ostrych igieł. Z każdą chwilą jego ciało zaczęło rejestrować coraz więcej rzeczy z otoczenia.

Po pierwsze, leżał na czymś cholernie niewygodnym. Odkąd zamieszkał z Sakusą w jego rodzinnym dworku, Atsumu spał na najwygodniejszych materacach i w najlepszej jakości pościeli, jakie w swoim życiu widział. Początkowo ciężko było mu się przyzwyczaić po latach sypiania na twardych materacach lub, w czasie wojny, gołej ziemi. Im więcej jednak mijało czasu i im bardziej maluch w jego brzuchu rósł, tym bardziej doceniał miękkość i jakoś otaczających go rzeczy.

Po drugie, pomijając bolesne pulsowanie z tyłu głowy, bolał go krzyż i lędźwie. Zdarzało mu się to już wcześniej, gdy nie zmienił w nocy odpowiednio często pozycji.

Po trzecie, było mu zimno, a w powietrzu unosił się dziwny zapach, jakby ktoś nie sprzątał od wieków i sikał po kątach. To właśnie ten ostatni fakt upewnił go w przekonaniu, że już nie znajdował się w swojej komnacie. Omi prędzej by umarł niż pozwolił, by jakakolwiek część jego domu znalazła się w tak opłakanym stanie.

Kolejna próba otwarcia oczu zakończyła się większym sukcesem. Drżąc z zimna, Atsumu rozejrzał się po małej celi, w której leżał na drewnianej pryczy. Tuż obok niego siedział Sakusa Keisuke. Brwi miał zmarszczone, ni to z irytacji, ni troski.

- Co się stało? - spytał go podejrzliwie.

- Nic nie pamiętasz? - Mężczyzna uniósł brwi protekcjonalnie. Wstał ze swojego miejsca i zajął pryczę po drugiej stronie. - Po wojowniku twojej rangi spodziewałem się większego rozgarnięcia.

- Po starym zgorzkniałym fiucie twojego statusu spodziewałem się większej ogłady - odszczeknął się złośliwie. Omi nauczył go przez ostatnie miesiące wielu górnolotnych słów, które zamierzał w przyszłości wykorzystać przeciwko bliźniakowi. A w międzyczasie był gotowy potrenować na swoim teściu, który, szczerze mówiąc, działał mu na nerwy jak mało kto.

Przełknął ślinę i oblizał spierzchnięte wargi, próbując pozbyć się nieprzyjemnej suchości w ustach. Z trudem zdołał podnieść się do siadu, trzymając się asekuracyjnie za brzuch, którego rozmiar mocno utrudniał mu wiele czynności. Atsumu nie mógł doczekać się chwili, kiedy wreszcie wypchnie małego Sakusę na świat i spełni swoją obietnicę. Lubił być “przy nadziei” czy jakkolwiek to niektórzy nazywali, zwłaszcza że Omi był gotowy spełnić jego nawet najdziksze zachcianki o każdej porze dnia i nocy, ale chciał wreszcie wrócić do regularnych treningów z bronią i walki wręcz. Siedzenie na tyłku doprowadzało go do rozpaczy.

Ale po kolei.

Marszcząc brwi, próbował sobie przypomnieć, jak się znalazł w tej zapyziałej dziurze. Zjadł kolację, wziął długą kąpiel, a potem położył się spać. Omi miał wrócić następnego dnia o świcie, czego Atsumu nie mógł się doczekać po jego prawie dziesięciodniowej nieobecności. Dokuczanie służbie i strojenie sobie żartów z Keisuke zaczynało mu się już nudzić, plus coraz ciężej przychodziła mu ucieczka z miejsca zbrodni. Omi jednak nie miał wyjścia, był potrzebny w stolicy, więc mimo tego, że zbliżał się czas narodzin ich dziecka, zgodził się pojechać, by po załatwieniu sprawy wrócić jak najszybciej z jego bliźniakiem, który miał pomóc mu przy porodzie i dziecku przez kilka pierwszych tygodni.

No więc, położył się spać. A potem… ktoś wszedł do jego komnaty. W środku nocy. Początkowo myślał, że to Omi, ale gdy na swoje pytanie “Omi, już wróciłeś?” nie usłyszał żadnej odpowiedzi, zerwał się z łóżka i chwycił za leżące na stoliku miecze. Wtedy ktoś uderzył go od tyłu w głowę i… stracił przytomność.

- Ktoś nas porwał - zdał sobie sprawę. - Okej, mnie rozumiem, ale ty im po co?

Keisuke rzucił mu spojrzenie spod byka.

- Usłyszałem, że coś się dzieje, więc wstałem, żeby to sprawdzić.

- Dzięki za pomoc - parsknął Atsumu, wywracając oczami. - Omi się wkurwi.

Na to Keisuke nic nie powiedział.

Atsumu zwęszył na podłodze na wprost drzwi małą tacę, na której znajdowała się miska z jakimś kleikiem oraz bukłak. Na jego widok jeszcze bardziej zaschło mu w ustach.

- Mógłbyś mi to podać? - Wskazał palcem. - Sam rozumiesz. - Tym razem pokazał swój pokaźny brzuch, który, nie fair, był sporo większy niż u jego bliźniaka, gdy spodziewał się dziecka.

Keisuke patrzył na niego, ale kompletnie zignorował jego prośbę. Atsumu miał ochotę go udusić.

Wzdychając dramatycznie i trzymając się za brzuch ostentacyjnie, podniósł się niczym dziewięćdziesięciolatek z zaawansowanym reumatyzmem i podszedł do drzwi. Potem, z niby wielkim trudem, klęknął i sięgnął ręką po bukłak, który na szczęście zawierał wodę. Człapiąc, wrócił na swoje miejsce i usiadł. Napił się wody, siorbiąc tak głośno, jak to tylko możliwe. Keisuke nie znosił, kiedy Atsumu zachowywał się jak prosiak, więc Atsumu wykorzystywał każdą nadarzającą się okazję, by imitować ich całą grupę.

- Aż się nie chce wierzyć, że ktoś taki jak lord Sakusa spojrzał na takiego dzikusa jak ty - odezwał się ktoś od strony drzwi.

Cóż, najwyraźniej nie tylko Keisuke był świadkiem jego przedstawienia.

Atsumu zerknął na mężczyznę patrzącego na niego zza krat z niesmakiem. Nigdy wcześniej go nie widział, ale jego strój i postawa jasno mówiły, że był szlachcicem z królestwa. Stał wyprostowany jak struna, z ramionami skrzyżowanymi za plecami i skwaszoną miną, jakby patrzył na gówno spod buta.

Atsumu uśmiechnął się półgębkiem.

- Dzikus czy nie, widać znam się na rzeczy. - Oblizał sugestywnie usta. - Nawet lord Sakusa nie był w stanie się oprzeć.

Twarz nieznajomego jeszcze bardziej się wykrzywiła w geście obrzydzenia.

- Tacy jak ty nadają się tylko do burdelu - syknął. - Bezwstydna dziwka. - Splunął na podłogę z odrazą.

- Bo lubię seks? - Atsumu wywrócił oczami. - Przywlekłeś mnie tu tylko po to, żeby mnie pouczać, jak i kiedy mogę rozkładać przed Omim nogi, czy może chciałeś coś jeszcze?

Keisuke zachłysnął się własną śliną.

- Może powinienem tu wpuścić kilku swoich ludzi? Na pewno znaleźliby sposób na zatkanie ci gęby.

Atsumu parsknął, nieprzejęty.

- Jeśli myślisz, że przestraszy mnie wizja ssania fiuta, to cierpisz na jakieś zaburzenie i powinieneś skorzystać z porady medyka. Jeśli myślisz, że bez walki pozwolę się komukolwiek dotknąć, twoja głupota jest tak zaawansowana, że już nawet medyk ci już nie pomoże.

- Możesz robić dobrą minę do złej gry, ale nie zmieni to faktu, że jesteś na mojej łasce. Ty oraz twoje nienarodzone dziecko. Jeśli chcesz dożyć momentu jego narodzić, radzę ci się zamknąć.

Z tymi słowami obrócił się na pięcie i odszedł, stukając rytmicznie butami o podłogę korytarza.

- A mógłbym dostać swoją własną celę? - krzyknął za nim. - Bo z ego Keisuke ciężko się nam tutaj pomieścić!

Odpowiedzi nie usłyszał, ale wcale jej nie oczekiwał. Z westchnieniem dopił wodę, opierając się o ścianę.

- Oszalałeś? - warknął ojciec Omiego. - Ma rację, może zrobić z nami, co chce.

- Gdyby miał zamiar zrobić któremukolwiek z nas krzywdę, już by to zrobił - zauważył Atsumu, próbując ułożyć się na niewygodnej pryczy. Bóle krzyżowe dawały mu się we znaki, ale wątpił, by w obecnej sytuacji zdołał coś z tym zrobić. - Obstawiam, że będzie chciał za nas wszystkich pieniędzy. W innym razie nie zabraliby cię ze mną.

- To nie oznacza, że oddadzą nas całych i zdrowych.

- Nie mam na to sił, okej? Muszę odpocząć.

- Miya-san? - Cichy głosik od strony krat zwrócił ich uwagę. Obaj spojrzeli w stronę młodej dziewczyny, która patrzyła na nich ze strachem i niepewnością. W rękach ściskała kilka grubych koców. Obroża na jej szyi zdradzała, że była Omegą. - Przyniosłem ci coś, żebyś mógł się okryć. Dziecko… - urwała niepewnie, odwracając wzrok.

Atsumu wstał ze swojego miejsca i podszedł do krat. Omega ostrożnie przecisnęła naręcze koców między kratami, obserwując uważnie każdy ruch Atsumu, jakby się bała, że ją chwyci za rękę. Atsumu nic takiego nie zrobił. Jedynie uśmiechnął się z wdzięcznością.

- Dziękuję - powiedział miękko. - Jak ci na imię?

- Y-Yachi Hitoka.

- Hej, Yachi. Miło poznać. Ja jestem Atsumu - przedstawił się, choć dobrze wiedziała, kim jest. - Czy mógłbym cię prosić o więcej wody? Chce mi się pić.

Dziewczyna rozejrzała się przestraszona. Wyczuwając jej wahanie, Atsumu złapał się za brzuch. Ten gest zawsze działał. Tym razem nie było inaczej. Wzrok Omegi podążył do jego półnagiego ciała - zabrali go z komnaty w samych spodniach od piżamy - i zmiękł na widok okrągłego jak piłka brzuszka. Trzęsąc się jak osika, skinęła mu głową i pobiegła korytarzem w tym samym kierunku, co ich porywacz.

Wróciła w niedługim czasie z kolejnym bukłakiem wody, który podała mu specjalną dziurą na dole drzwi. Atsumu schylił się ze stęknięciem.

- P-przepraszam, nie mam jak inaczej ci tego podać! - wyjęczała z oczami okrągłymi jak talerze. - Jestem taka beznadziejna, nawet tego nie potrafię zrobić dobrze!

- Hej, spokojnie - uspokoił ją. Wyprostował się i napił z westchnieniem. - Nic mi nie jest. Dziękuję.

Dziewczyna skinęła mu głową i odsunęła się od krat na krok.

- Yachi? Wiesz, czego oni od nas chcą? - spytał.

- Ch-chcą wymienić na okup byłego lorda Sakusę oraz twoje dziecko - szepnęła.

- A ja?

Jej oczy wypełniły się łzami i pokręciła głową.

- Wielu osobom nie podoba się, że nowy lord Sakusa wziął za żonę Omegę z ulicy. Twoja śmierć da szansę innym, lepiej urodzonym omegom.

Zanim zdążył zadać kolejne pytanie, coś ją spłoszyło i uciekła, niemal kwicząc z przerażenia.

- Nadal jesteś taki pewny, że chcesz ich prowokować? - spytał Keisuke.

- Jakbyś miał coś przeciwko mojej śmierci. - Atsumu ułożył część kocy na pryczy, by trochę zmiękczyć nieprzyjemną powierzchnię, a tym ostatnim się przykrył. - Wiem, co o mnie myślisz i wiem, że mnie nie lubisz. Daruj sobie troskę.

- Dopóki od twojego stanu zdrowia zależy życie mojego wnuka, wolałbym, żeby jednak nic ci się nie stało.

- Słyszałeś, co mówiła Yachi. Nie chcą nic zrobić dziecku. To powinno cię uspokoić.

- A co z tobą? Jesteś jakiś chory psychicznie? Jak możesz tak spokojnie to wszystko przyjmować? Ta dziewczynka ci jasno powiedziała, że nie zamierzają wypuścić cię stąd żywego.

Atsumu spojrzał na niego, a potem obrócił się do niego plecami, kuląc pod kocem.

To nie tak, że się nie martwił. Wręcz przeciwnie, był przerażony myślą, że jego dziecko choć przez chwilę znajdzie się pod opieką porywaczy. Ani myślał dopuścić do sytuacji, w której to do nich należała decyzja, co dalej się z nim stanie. Teraz może chcieli je zwrócić, ale skąd miał wiedzieć, że w międzyczasie nie zmienią zdania?

Atsumu na pewno nie zamierzał siedzieć i czekać, aż ktoś go uratuje. Nie był cholerną damą w opałach i zamierzał pokazać tym dupkom, na co stać jedynego generała Omegę, który pomógł obecnemu królowi podbić Aoba Jousai. Choćby była to ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobi, osobiście zadba o to, by jego dziecko trafiło w ręce Omiego. Wiedział, że z nim już będzie bezpieczne.

Najpierw jednak musiał odpocząć i opracować jakiś plan.

Keisuke na szczęście nie zamierzał sobie strzępić dłużej języka. Przez ostatnie miesiące, które spędzili pod jednym dachem, przekonał się, że z Atsumu nie było dyskusji. Gdy uparł się na coś, był gotowy przeć przed siebie jak osioł. Nadepnął na odcisk każdej osobie zajmującej jakiekolwiek stanowisko na dworku, kwestionując ich zakres obowiązków i jakość pracy. Był jak chodzący terror, a sytuacji nie poprawiał fakt, że miał status Omegi, w dodatku nisko urodzonej. Gdyby wybrankiem Kiyoomiego był ktoś z wyższych sfer, wszyscy pokornie zaakceptowaliby każdą tyradę, ale nasłuchiwanie komentarzy od jakiegoś prymitywnego chuligana, ledwo potrafiącego czytać i pisać, spędzającego zdecydowanie zbyt wiele czasu z mieczem i łukiem, noszącego niestosowne ubrania ORAZ chętnie oddającego się łóżkowym rozkoszom, było zbyt wielką pigułką do przełknięcia dla większości ludzi z ich otoczenia. Radość z faktu, że młody panicz wreszcie kogoś sobie znalazł, dość szybko spłonęła w ogniu pogardy, niezadowolenia i rozczarowania.

Ojciec Kiyoomiego wręcz kipiał ze złości, ilekroć Atsumu wszedł mu w drogę, ale nie odważył się go tknąć ze względu na dziecko, które znajdowało się w jego łonie. Nieważne jak bardzo młodzieniec napsuł mu krwi, to wciąż była krew z jego krwi.

Gdy Atsumu się przebudził, ktoś wepchnął im do pomieszczenia tacę z kleikiem i wodą. Nie wiedział, czy była Yachi, bo postać ulotniła się tak szybko jak się pojawiła. Atsumu ani myślał tknąć jedzenie - omegi płci męskiej nie czuły głodu kilka dni przed porodem, jedynie ogromne pragnienie - ale chętnie sięgnął po kolejny bukłak z wodą.

Po zaspokojeniu pragnienia usiadł po turecku na swoim posłaniu, splatając luźno palce, i wziął głęboki oddech.

- Co ty wyprawiasz? - spytał Keisuke podejrzliwie.

- Medytuję, nie przeszkadzaj.

- Niby po co?

- Co za różnica?

Keisuke burknął coś pod nosem, ale o nic więcej już nie pytał. Atsumu zamknął oczy. Przez każdą bitwą medytował lub uprawiał seks. Tylko w ten sposób potrafił się na tyle wyciszyć, by jego instynkt wojownika przejął kontrolę na polu walki. Tam nie było miejsca na małostkowe emocje ani głupotę. Liczył się refleks, umiejętności, siła i wola przetrwania. I trochę szczęścia, ale na to już nie miał wpływu.

Gdy skończył, wstał ze swojego miejsca i przyjrzał się dokładniej drzwiom oraz kratom. Wszystko zrobione było z metalu, co czyniło to ciężkim do sforsowania, ale i tak zamierzał spróbować. Marszcząc brwi w koncentracji, uderzył barkiem w drzwi z całej siły. Zatrzęsły się, robiąc sporo hałasu, ale zamek nie puścił.

- Co ty wyp…? - zaczął Keisuke, ale Atsumu uderzył w drzwi ponownie. - Przestań, tylko zrobisz sobie krzywdę!

Hałas zaaferował jednego ze strażników oraz Yachi, która schowała się za jego plecami.

- To ci nic nie da - stwierdził strażnik, patrząc na niego jak na idiotę. - Nie sądzę, by jakikolwiek Alfa zdołał sforsować takie drzwi, a co dopiero ciężarna Omega.

Może alfy z królestwa faktycznie nie dałyby rady. Omi być może zdołałby w ten sposób uciec, ale nikt poza tym. Bokuto, natomiast… Bokuto zdecydowanie dałby radę.

Ignorując strażnika, Atsumu uderzył w drzwi ponownie, nie hamując ani trochę siły, z jaką to zrobił. Yachi podskoczyła i wczepiła się w ramię strażnika, patrząc na niego przerażonymi oczami.

- M-Miya-san! Zrobisz sobie krzywdę!

- Atsumu! - Keisuke złapał go za ramię, ale Atsumu odepchnął go jak namolną muchę. - Przestań, coś stanie się dziecku.

Nie słuchając ich nagabywań, Atsumu ponownie łupnął w drzwi. Strażnik wywrócił oczami.

- Jesteś nienormalny. Twój problem. Yachi, zostań tu i go przypilnuj na wszelki wypadek. Zawołaj mnie w razie co.

Yachi wyglądała, jakby chciała zaprotestować, ale surowe spojrzenie strażnika skutecznie ją uciszyło. Skinęła mu głową i ani drgnęła, gdy towarzyszący jej mężczyzna odszedł korytarzem, pogwizdując wesoło.

- Miya-san! - powiedziała błagalnie. - T-twoje dziecko....!

- Jeśli rzeczywiście martwi cię los mojego dziecka - rzucił przez zaciśnięte zęby, patrząc jej hardo w oczy - to pomożesz mi stąd wyjść.

- Nie mogę, zabiją mnie! - odparła przerażona.

- Nie zabiją. Wyciągnę nas stąd, muszę tylko wyjść z tej celi.

Yachi pokręciła przecząco głową i cofnęła się pod ścianę. Rozczarowany, że nie zdołał jej przekonać, Atsumu ponownie łupnął w drzwi. W tym samym momencie poczuł, jak jego stopy zalewa coś mokrego. Zerknął w dół i zdał sobie sprawę, że jego spodnie są mokre, zupełnie jakby nie utrzymał moczu. Zrobił wielkie oczy.

- Szlag.

Keisuke wciągnął głośno powietrze.

- Czy to…?

Atsumu zawarczał niczym zwierzę. Uderzył w drzwi z jeszcze większą determinacją. Delikatnie odeszły od metalowej futryny, ale nie widział zbytniej różnicy ze stanem wcześniejszym. Przez kolejną próbą ich wyważenia powstrzymał go bolesny skurcz, który zgiął go w pół.

Keisuke przytrzymał go za ramię, żeby nie upadł.

- Nie ma mowy - mruknął do siebie Atsumu. - Nie urodzę w tej dziurze.

Gdy skurcz minął, wyprostował się i przygotował na kolejne uderzenie w drzwi.

- Czekaj, ja spróbuję! - zaoponował Keisuke, odsuwając go od wejścia. Zaparł się i uderzył w ten sam sposób, co Atsumu. Zaraz się skrzywił z bólu, ale przełknął bolesny jęk i uderzył w nie ponownie, z desperacją o wiele przewyższającą jego siłę. - To na nic, są zbyt solidne.

- Muszę stąd wyjść!

- Okej, spróbuję jeszcze raz.

Atsumu otarł pot z czoła. Keisuke uderzył w drzwi po raz kolejny, ale te nadal ani drgnęły. Rozglądając się po ich małej celi, wzrok Atsumu natrafił na pochodnię przytwierdzoną do kamiennej ściany metalową obręczą. Potem jego wzrok spoczął na kocach, które Yachi dała mu dzień wcześniej.

Zdeterminowany, rozrzucił je po małej celi. Były na tyle spore, że bez problemu zakryły całą powierzchnię. Potem sięgnął po pochodnię.

- Co ty…? - Oczy Keisuke otworzyły się z przerażenia, gdy Atsumu wyciągnął pochodnię z rączki. Potem spojrzał na Yachi, która zaczęła się trząść jak osika. - At…

Atsumu upuścił pochodnię na koc, który zapalił się w mgnieniu oka. Keisuke automatycznie cofnął się w kąt, a Yachi zaczęła wrzeszczeć wniebogłosy, jakby ją ktoś obdzierał ze skóry. To szybko ściągnęło pod celę trzech strażników. Widząc Atsumu stojącego na płonącym kocu i płomienie ognia liżące powoli jego gołe palce u stóp, jeden z nich spanikował i sięgnął pospiesznie po klucze.

Drzwi celi otworzyły się. Jeden strażnik od razu unieruchomił Keisuke, a pozostali dwaj sięgnęli po Atsumu. Pozwolił im wyprowadzić się z celi, z daleka od ognia i duszącego ich dymu. Gdy tylko przekroczył próg swojego więzienia, od razu przystąpił do akcji. Korzystając z tego, że zupełnie go zlekceważyli, z całych sił uderzył jednego ze strażników głową w podstawę nosa. Zanim ten padł jak długi, drugiego kopnął w krocze, a potem, gdy upadł na kolana, z półobrotu w twarz dla lepszego efektu.

Ostatni strażnik wyraźnie zgłupiał. Keisuke wykorzystał jego rozproszenie i pchnął go w płomienie. Atsumu schylił się po miecz jednego z nich i szybko uciszył jego paniczne wrzaski.

- Ilu ich jest? - spytał, patrząc na Yachi. Wzdrygnęła się pod naporem jego spojrzenia.

- D-d-dw-dwu-n-n-nast-u-u-u - wyjąkała.

Atsumu chwycił w ręce dwa miecze i ocenił w ręce ich wagę i długość. Przeciął nimi zwinnie powietrze. Skrzywił się.

- Co za szajs.

- M-M-Miya-san… - Yachi wskazała mu palcem stolik stojący tuż na prawo od ich celi. Na nim leżało kilka rzeczy, w tym jego miecze i skórzana pochwa, którą przed laty zrobiła dla niego mama.

Z ulgą podszedł do stolika. Szybko przełożył ręce przez skórzane pasy, które spiął klamrą na piersi. Nabrał trochę masy przez ostatnie miesiące, ale ciągle dobrze na nim leżała. Potem ujął w dłonie miecze, z ulgą rejestrując ich znajomą wagę, długość i zapach.

- Moja whiskey - mruknął Keisuke, bezpardonowo sięgając po butelkę i upijając z niej spory łyk. Odetchnął z ulgą.

- Którędy do wyjścia? - spytał dziewczynę.

- C-cały czas prosto - wyjaśniła.

Atsumu odetchnął głęboko, a potem ruszył przed siebie korytarzem. Keisuke, uzbrojony w whiskey i miecz jednego ze strażników, podążył za nim niczym cień.

Przez dłuższy czas nie napotkali kompletnie nikogo. Z łatwością przeszli przez kolejne drzwi, których pilnowali polegli strażnicy. Kolejnych dwóch Atsumu dopadł z łatwością na wylocie z korytarza. Nim zorientowali się, kto idzie w ich kierunku, już ich obu zabił, bez wahania podrzynając im gardła.

Yachi szlochała przerażona, trzymając Keisuke kurczowo za poły koszuli. Na pytania Atsumu, którędy dalej, wskazywała tylko palcem drogę.

W pewnym momencie dotarli do kolejnych drzwi, tym razem drewnianych, które zamknięto od zewnątrz. Yachi zaproponowała, by poszli inną drogą, ale Atsumu cofnął się o krok, a potem kopnął drzwi podbiciem stopy z całą siłą i frustracją, jakie gromadziły się w nim przez ostatnie godziny. Drzwi upadły z hukiem na podłogę, zwracając uwagę pięciu mężczyzn grających przy okrągłym stoliku w karty.

W pierwszej chwili ani drgnęli, patrząc na niego z szokiem wymalowanym na twarzy. Potem zerwali się i sięgnęli po miecze. Atsumu zwinie obrócił w palcach własne.

- Który pierwszy? - spytał morderczo.

Jeden z nich zrobił krok w jego stronę, ale kolejny złapał go za tunikę.

- Nie możemy go zabić, jego dzieciak jest wart fortunę! - zauważył. - Musimy go obezwładnić.

Atsumu uśmiechnął się nieprzyjemnie.

- Spróbuj szczęścia.

- To tylko ciężarna Omega - mruknął trzeci lekceważąco. - Patrzcie, posikał się ze strachu.

Reszta zaśmiała się z wyższością, ale Atsumu nic sobie z tego nie robił. Słyszał gorsze obelgi.

Gdy na niego natarli, ani myślał ich oszczędzić. Mimo utrudnienia, jakie stanowił dla niego pokaźny brzuch, walkę miał we krwi. Sprawnie sparował ciosy dwóch przeciwników, obracając się zwinnie i przebijając ich klatki piersiowe na wylot. Strażnik numer trzy i cztery oniemieli, widząc, jak szybko się z nimi rozprawił. Atsumu wyrwał miecze z ich ciała, a potem doskoczył do numeru trzy. Zranienie go było trudniejsze, bo zaczęli liczyć się z jego siłą, ale docenili jego umiejętności zbyt późno. Atsumu bez większego problemu wybił mu miecz z ręki, a potem przeciął tętnicę szyjną. Jego przeciwnik cofnął się, desperacko uciskając palcami bok szyi, spomiędzy których dosłownie tryskała fontanna krwi.

- Pogadajmy o tym - zaproponował numer cztery, unosząc ręce w obronnym geście. Atsumu rzucił w niego mieczem, trafiając go prosto w głowę.

Wyszarpnął go i obrócił zwinnie w palcach, a potem niczym demon śmierci ruszył przed siebie za numerem pięć, który uciekł w popłochu. Ruchy Atsumu były pewne, a oczy skupione i zimne.

Keisuke czuł drżenie kolan, ilekroć Atsumu na niego spojrzał, choć nigdy by się do tego nie przyznał. Słyszał opowieści ludzi z plemion oraz królestwa. Widział walkę Atsumu z Kiyoomim w dniu koronacji, ale jakoś zawsze był przekonany, że wszyscy mu zwyczajnie folgowali, a krążące o nim legendy to przekoloryzowane plotki. To przecież nie było możliwe, by Omega tak dobrze walczył, by był lepszy od jakiegoś Alfy. By był generałem, co za absurd. Widząc go jednak w akcji, i to w tak delikatnym stanie, zaczynało do niego docierać, z jakiej tak naprawdę gliny ulepiony był Miya Atsumu.

Idąc ciemnym, prawie nie oświetlonym korytarzem, Atsumu zatrzymał się tylko raz, gdy chwycił go kolejny skurcz. Oparł się ramieniem o ścianę, biorąc kilka płytkich, szybkich oddechów. Nie próbował z tym walczyć. Wiedział, że to nie ma sensu i skurcz musi go po prostu puścić. Gdy tak się stało, wziął kolejny głęboki oddech i otarł pot z czoła, a potem zacisnął mocniej palce na rękojeściach mieczy. Znał statystyki. Wiedział, że choć poród się zaczął, jego ciało potrzebowało jeszcze wielu godzin, by być gotowym na właściwą akcję. Te kilka godzin musiało mu wystarczyć, by wydostać się z tego miejsca i oddalić od niego najbardziej, jak tylko się da.

Trzy. Tyle osób dzieliło go od upragnionej wolności, której słodki smak niemal czuł na języku, razem z metalicznym posmakiem krwi.

Na końcu korytarza czekały ich długie strome schody, które zakręcały kilka razy. Atsumu zaklął pod nosem, czując coraz większe zmęczenie, ale i tak szło mu lepiej niż Keisuke i Yachi, którzy dawno zostali w tyle.

- Wytrzymaj jeszcze trochę - mruknął, głaskając swój brzuch uspokajająco. - Jeszcze tylko trochę - dodał bardziej do siebie.

Na szczycie schodów czekała na niego ciężka drewniana klapa. Po kilku minutach na nabranie oddechu, dzięki którym Yachi i Keisuke zdołali go dogonić, podniósł ją powoli. Głośno zaskrzypiała, ale gdy przez dłuższy czas nikt się na niego nie rzucił, odepchnął ją na podłogę.

Zupełnie odruchowo schylił się nisko, ledwo unikając ostrza miecza, które przecięło powietrze ze świstem. Obrócił się pospiesznie, ale nie udało mu się uchronić przed kolejnym. Potknął się i przewrócił na plecy, czując krew płynącą mu po prawym ramieniu.

- Nie zabijajcie go! - krzyknął ktoś z tyłu.

Ignorując ból, zaparł się stopą o łydkę jednego strażnika, a drugą kopnął go za kolanem, skutecznie go podcinając. Strażnik wpadł prosto na schody, ledwo mijając pozostałą dwójkę. Keisuke kopnął go w tyłek, spychając bardziej po schodach. Atsumu nie miał pojęcia, czy przeżył ten upadek. Miał nadzieję, że nie.

Ostatni strażnik zmarszczył brwi i cofnął się o krok, ściskając mocno rękojeść miecza w dłoni. Choć był Alfą, jego oczy patrzyły na Atsumu czujnie. W przeciwieństwie do pozostałych nie zamierzał go lekceważyć.

- Co za partacze - mruknął mężczyzna, który dzień wcześniej odwiedził go w celi. To on był prowodyrem całego zamieszania. - Dać się pokonać ciężarnej Omedze.

Atsumu uśmiechnął się półgębkiem.

- Z bliźniakami Miya się nie zadziera - rzucił.

- Dalej nie pójdziesz - zarządził nieznajomy.

Atsumu otworzył usta, szykując ciętą ripostę, kiedy ostatni strażnik odwrócił się na pięcie i rzucił nożem w dowódcę szajki, trafiając go w sam środek czoła i skutecznie uciszając.

- Eee… - Atsumu rozejrzał się po wszystkich zebranych, jakby nie był pewny, czy faktycznie widział to, co mu się wydawało, że widział. Keisuke odetchnął z ulgą, kiedy na ich drodze pozostał tylko jeden “przeciwnik”, a Yachi pociągnęła głośno nosem i wybiegła z kryjówki, rzucając się nieznajomemu w ramiona. - Czy tylko ja czegoś nie rozumiem?

- Kageyama-kun! - wyszlochała Yachi, obejmując młodzieńca z całych sił.

- Kim ty jesteś? - warknął Atsumu, bez wahania podtykając mu ostrze miecza prosto pod jabłko Adama. Strażnik uniósł ręce do góry. - No?

- Kageyama Tobio, członek królewskiej straży z Karasuno - odparł beznamiętnie Alfa. - Król Sawamura wysłał mnie tutaj z misją odnalezienia panienki Yachi, którą porwano kilka miesięcy temu.

- I zamiast ją ratować, dołączyłeś do nich?

- Szukali najemników, którzy podjęliby się porwania partnera więzi lorda Sakusy. - Kageyama wzruszył ramionami. - Robiąc to, bez trudu zdobyłem ich zaufanie.

- To ty walnąłeś mnie w głowę? - Atsumu opuścił luźno ramiona.

- Cel uświęca środki - mruknął Kageyama.

- Możemy już sobie stąd iść? - wtrącił Keisuke. - To miejsce przyprawia mnie o dreszcze.

- Chętnie. Wynośmy się z tej dziury zanim ktoś jeszcze tu przyleci.

Nikt nie zaprotestował. Wspólnie udali się do wyjścia z chatki, która znajdowała się na skraju ponurego, gęstego lasu. Tuż przy chatce znajdowało się kilka koni, które puścili wolno. Zostawili sobie tylko dwa, które Kageyama zaprzągł do prostego wozu na siano.

Atsumu wdrapał się na tył i dosłownie padł, czując jak opuszczają go wszystkie siły. Rzucił niedbale miecze w bok i odpiął klamrę z piersi, zrzucając niepotrzebny balast. Drżąc lekko, skulił się w sobie z nadzieją, że reszta zdoła go odtransportować do domu.

Kageyama i Keisuke przez chwilę debatowali, gdzie znajdowała się posiadłość rodziny Sakusa. Gdy wreszcie się dogadali, Kageyama usiadł na miejscu woźnicy i ruszyli. Z braku miejsca obok niego, Yachi usiadła na tyle z nimi, kuląc się w sobie na tyle, na ile dała radę.

Atsumu jęknął, kiedy złapał go kolejny skurcz. Adrenalina powoli go puszczała, przez co zaczynało mu wracać czucie, a wraz z nim dyskomfort i ból. Jego przeciwnicy nie zdołali go zbytnio zranić, ale kilka otarć i powierzchowna rana i tak były niczym w porównaniu do bólu w krzyżu. Nieważne jednak, jak się ułożył, nie potrafił znaleźć pozycji, która przyniosłaby mu choć trochę ulgi.

- Dobrze się czujesz? - spytała Yachi niepewnie.

- Nie sądzę, żeby ktoś w takich warunkach mógł czuć się dobrze - zauważył, uśmiechając się niewesoło. Otarł pot z czoła i przełknął ciężko ślinę.

- Co mu jest? - krzyknął do nich Kageyama z przodu. Musiał dostrzec, że z Atsumu coś było nie tak.

- Rodzi - odkrzyknął Keisuke. Siedział po drugiej stronie Atsumu, zawinięty w koc, który znalazł w chatce. W palcach ciągle trzymał butelkę whiskey, z której popijał, ilekroć nadarzyła się okazja. Alkohol musiał już porządnie na niego podziałać, bo jego twarz nabrała purpurowego koloru.

Atsumu zamknął oczy. Może nawet uda mu się zdrzemnąć. Wiedział, że będzie potrzebował sporo energii, gdy zacznie się właściwy poród.

Ułożenie się wygodnie na wozie było prawie niemożliwe. Kręcił się i wiercił, aż w końcu Yachi zlitowała się nad nim i oddała mu pelerynę, którą wcześniej okrył ją Kageyama. Atsumu nawet nie zaprotestował, czując jeszcze ciepły materiał powoli rozgrzewający jego zziębnięte ciało.

Udało mu się zdrzemnąć w przerwie między jednym skurczem a drugim, choć nie trwało to długo. Nim się obejrzał, skurcze zaczęły pojawiać się coraz częściej oraz trwać dłużej.

- Daleko jeszcze? - spytał. Kompletnie nie miał pojęcia, gdzie się znajdowali.

- Jeszcze kawał drogi - stwierdził Keisuke. - Wytrzymaj jeszcze trochę.

Atsumu zacisnął mocno zęby.

- Maluch ma chyba inne plany. Może powinniśmy się gdzieś zatrzymać?

- Wszędzie tylko lasy i łąki, żadnych domów. Jesteśmy w środku niczego - odparł Keisuke, marszcząc brwi. Przyłożył Atsumu rękę do czoła. - Jesteś rozpalony.

- To już - mruknął Atsumu, czując narastającą panikę. - To totalnie już. Czuję, że powinienem przeć.

- Co? Nie możesz teraz zacząć! - Keisuke zrobił wielkie oczy. - Jesteś pewny?

- Nie, nigdy wcześniej nie rodziłem! - warknął do niego, spinając się mocno. Gdy skurcz przeszedł, wciągnął gwałtownie powietrze. Dał sobie chwilę na odsapnięcie, a potem sięgnął w dół i zaczął zsuwać spodnie. - Sprawdzisz, na jakim jestem etapie.

- Co? Ja? - Keisuke aż się odsunął. - Czemu ja?

- Sam sobie tam nie zaglądnę! No już.

- Niech ona to zrobi.

Yachi kwiknęła. Jej mina sugerowała, że zaraz chyba zemdleje. Gdyby nie doskwierający mu ból, Atsumu wywróciłby oczami na jej płochliwe zachowanie.

- Daj jej spokój, ona zaraz padnie trupem. No dalej. - Rozsunął nogi i pociągnął koc, obnażając dolną część ciała. Zadrżał z zimna. Że też musiało przydarzyć mu się coś takiego.

Gdy Keisuke ani drgnął, Atsumu sięgnął do niego jedną ręką i złapał za koszulę na piersi. Potrząsnął nim z zaskakującą siłą i pociągnął w stronę swoich nóg.

- Już! - warknął do niego, mierząc morderczym wzrokiem. - Wierz mi, też wolałbym, by asystował mi mój brat, ale mam tylko ciebie i zrobisz wszystko, co w twojej mocy, by moje dziecko przyszło na świat całe i zdrowe. Inaczej cię po prostu zatłukę, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię!

Keisuke przełknął. Dochodząc do wniosku, że Atsumu nie żartuje, pociągnął duży łyk z butelki, a potem klęknął między nogami Atsumu, próbując połapać się, co i jak.

- Skąd mam wiedzieć, co i jak?

- Jeśli… jeśli nic nie widać, spróbuj wyczuć palcami - poinstruował. Zamknął oczy, próbując wyrównać oddech. - Jeśli maluch jest blisko, powinieneś wyczuć go palcami.

- Ja naprawdę nie chcę… - zaczął protestować, ale Atsumu uciszył go jednym znaczącym spojrzeniem.

Kolejne sekundy były cholernie niezręczne dla ich obu. Keisuke wyglądał, jakby miał zaraz zejść z tego świata, ale posłusznie zbadał sprawę.

- Chyba… chyba już blisko.

- Chyba?

- Skąd mam wiedzieć? Nigdy nie odbierałem porodu.

- Jesteś do niczego.

Keisuke żachnął się.

Przy kolejnym skurczu Atsumu nie potrafił się powstrzymać i zaczął przeć.

Kolejne minuty, a może nawet godziny, były pasmem bólu i udręki. Yachi ocierała mu pot z czoła, twarzy i szyi, co jakiś czas przeczesując mu włosy palcami. Keisuke zaciskał boleśnie dłoń na jego kolanie, zagubiony, ale zdeterminowany, by pomóc swojemu wnukowi lub wnuczce przyjść na świat. Atsumu nie miał pojęcia, jak mu idzie. Czuł strach dławiący go w gardle i chciało mu się płakać. Czuł żal, że Omiego przy nim nie ma w takiej chwili, że Osamu nie może go przez ten proces przeprowadzić. Czuł ból, ale też zwiększające się zawroty głowy. Mroczki tańczył mu przed oczami i mruganie nie dawało już rady ich przegonić.

Keisuke nic nie powiedział, ale wiedział, że musiał mocno krwawić.

Gdy ponury poranek wreszcie przeciął głośny płacz noworodka, Atsumu odetchnął z ulgą i rozluźnił się.

- Dziewczynka - poinformował go Keisuke zdławionym głosem, otulając dziecko w kawałek koca, który oderwali wcześniej. Na wozie nie mieli nic, czym mogliby obetrzeć noworodka. Pępowinę musieli przeciąć mieczem. Atsumu nienawidził myśli, że jego dziecko przyszło na świat w takich warunkach.

- Daj mi ją - zażądał.

Mężczyzna zacisnął mocniej dłonie na zawiniątku, jakby nie chciał mu jej podać, ale szybko to uczynił. Atsumu przytulił dziecko do swojej piersi, nie mogąc się nadziwić, że naprawdę dał jej życie. W blasku słońca wstającego powoli zza horyzontu dostrzegł czarne kępki włosów na jej głowie, mocno zaciśnięte powieki i wąskie usta. Gdy jego policzek dotknął bezpośrednio jej główki, od razu przestała kwilić i się uspokoiła. Łzy napłynęły mu do oczu.

Naprawdę była jego.

Nagle jego ciało przeszył ostry ból.

- Atsumu? - Keisuke spojrzał na niego niepewnie.

- To pewnie łożysko - wyjaśnił.

Spiął się, ale cokolwiek próbowało się z niego wydostać, nie zamierzało tak łatwo wyjść. Czując coraz większe zawroty głowy, próbował podążać za tym, co podpowiadał mu instynkt, ale powoli zaczynał tracić przytomność. Słyszał słowa Keisuke, że mocno krwawi i pytanie, co powinien zrobić, ale nie potrafił mu odpowiedzieć. Był wojownikiem, nie lekarzem. 

- Asami - wymamrotał. - Chcę, żeby nosiła imię Asami.

- Atsumu, tu jest chyba jeszcze… 

Keisuke przypilnuje, by mała trafiła do Omiego, pomyślał nieprzytomnie. Omi się nią zajmie. Dotrzymałem słowa.

Jego ciało spięło się po raz kolejny. Nacisk, który czuł, zniknął. Asami zakwiliła głośno, więc objął ją mocniej ramionami. A potem, choć czuł, że ktoś potrząsa go za ramię i klepie po policzku, stracił przytomność.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A perfect mate [6/6]

A perfect mate [1/6]

When two forces clash [1/7]

A perfect mate [2/6]

A perfect mate [3/6]

A perfect mate [4/6]

To cheat the system [3/3]

When two forces clash [5/7]

When two forces clash [4/7]