When two forces clash [2/7]

- Akaashi! Akaashi! - Ktoś krzyczałszeptem, potrząsając go lekko za ramię.

- Mhm?

- Akaashi, pora wstawać. Prześpisz cały dzień.

- Mhm…

Bokuto zaśmiał się.

- Powiedziałem rano królowi, że jeszcze śpisz. Jak nie pójdziemy się z nim zaraz spotkać, pomyśli, że cię zabiłem. No dalej.

Akaashi ziewnął szeroko i otworzył lekko oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Przez chwilę nie był pewien, gdzie jest ani co się stało. Potem przypomniał sobie, że został zabrany do pałacu, gdzie Bokuto wybrał go na swojego partnera, a potem… Jego policzki poczerwieniały lekko, gdy przypomniał sobie, co robili w nocy.

- Powiedziałeś królowi, że jeszcze śpię zamiast mnie obudzić? – spytał, przekonany, że mu się to przyśniło.

Bokuto skinął z uśmiechem.

- Ta, żaden problem. Iwaizumi jest w porządku. My wszyscy wiedzieliśmy od dawna, że będziemy wybierać partnerów spośród waszej szlachty. – Wzruszył ramionami. – To jedyny sposób, żeby skutecznie połączyć nasze narody i umocnić pozycję ludzi, którym Iwaizumi ufa. Wy dowiedzieliście się na ostatnią chwilę. Należy wam się chwila relaksu.

- Jak miło z jego strony – skomentował Akaashi sucho.

Bokuto uśmiechnął się szeroko, nie rozumiejąc sarkazmu.

Akaashi rozejrzał się za swoimi ciuchami.

- Mógłbyś się odwrócić? – spytał, kiedy zlokalizował swoje spodnie na podłodze obok łoża.

- Wszystko już widziałem – odparł Alfa, siadając na łóżku i z ekscytacją czekając, aż Akaashi wstanie.

- Jak się zaraz nie obrócisz, to więcej nie zobaczysz – zagroził.

Akaashi Keiji nie był rannym ptaszkiem, okej? Nienawidził wcześnie wstawać. Ostatnie, czego potrzebował z rana, to nadpobudliwy Alfa z większym libido niż prawo przewidywało. Akaashi mógł spokojnie podejść do bycia oddanym jakiemuś barbarzyńcy, który siłą zdobył jego królestwo, ale budzenia go rano z jakiegokolwiek powodu nie zamierzał puścić płazem.

Bokuto zrobił wielkie oczy.

- Aghaashiiii!!! – jęknął cierpiętniczo, wydymając usta. – Nie zrobiłbyś mi tego!

- A chcesz się przekonać? – brnął dalej, choć wiedział, że nie ma w tej kwestii nic do gadania. Znak na jego szyi mówił jasno, że od teraz należał do Bokuto. Nawet w jego bardziej cywilizowanej kulturze tak było. Akaashi był własnością Bokuto, czy mu się to podobało, czy nie. I to ten Alfa decydował od tej pory o jego losie.

Bokuto jednak zdawał się tego nie wiedzieć, bo widząc poważną minę Omegi, wciągnął dramatycznie powietrze i zeskoczył z łóżka, obracając się do niego plecami. Potem jeszcze zasłonił twarz dłońmi.

- Nie podglądam! – obiecał.

Akaashi zamrugał, czując nagły przypływ rozbawienia.

- Widzę – odparł. Schylił się po swoje spodnie i założył je na siedząco. Gdy się wyprostował, ugięły się pod nim kolana i przytrzymał się łóżka, żeby się nie przewrócić. Jego obolałe mięśnie nie zamierzały dać mu zapomnieć o tym, co miało miejsce w nocy.

- Już mogę? – spytał Bokuto, zerkając na niego między palcami.

Akaashi wywrócił oczami.

- Chciałbym się najpierw wykąpać.

Bokuto nie był na tyle uprzejmy, by wytrzeć go ze swojej spermy, więc jego pośladki, uda i krocze swędziały nieprzyjemnie.

Bokuto pokręcił głową z przepraszającym uśmiechem.

- Iwaizumi wyjeżdża niedługo z pałacu i wróci dopiero na jutrzejszy bankiet. Uhm, nie martw się, to potrwa tylko chwilę i będziesz wolny.

- Skoro tak mówisz, Bokuto-san.

Nie przeciągając dłużej, wyszli z pokoju. Bokuto zaprowadził go do innego pomieszczenia, gdzie król i kilku generałów debetowało przy okrągłym stole.

- Jesteś wreszcie – mruknął jeden z generałów, uśmiechając się porozumiewawczo. Akaashiemu nie podobał się sposób, w jaki wzrok mężczyzny przesunął się po jego sylwetce.

- Akaashi ma naprawdę mocny sen – wyjaśnił Bokuto. – Minęły wieki zanim się obudził. To jest Miya Atsumu. – Bokuto wskazał Omegę z rozjaśnionymi na blond włosami, które miał wygolone od spodu na krótko. Jego bystre oczy spoglądały na nich spod na wpół przymkniętych powiek. – To jest Kuroo Tetsurou. – Tutaj Bokuto wskazał czarnowłosego, wysokiego generała, który uśmiechał się do nich półgębkiem. W jego złocistych oczach czaił się przewrotny błysk, choć to nie one przyciągały największą uwagę. Charakterystyczne były przede wszystkim jego kruczoczarne włosy, które z profilu przypominały do złudzenia koguci grzebień i opadały na jego prawe oko, zasłaniając je niemal kompletnie. Patrząc na niego można by pomyśleć, że skądkolwiek pochodził, nie słyszeli tam o grzebieniach. – A to nasz lider, Iwaizumi Hajime. – Tutaj wskazał obecnego króla. Choć oficjalna koronacja się jeszcze nie odbyła, wszyscy wiedzieli, że to właśnie on przejmie tron.

Akaashi skłonił mu się nisko. Nawet gdy się wyprostował, trzymał głowę spuszczoną w dół. Jako Omega nie miał prawa spojrzeć królowi w oczy.

Iwaizumi wstał ze swojego miejsca i oparł się biodrem o stół. Ujął go za podbródek i delikatnie odchylił jego głowę w bok, żeby móc dobrze zobaczyć znak.

- Wygląda nieźle – skomentował spokojnie. – Mam nadzieję, że Bokuto dobrze cię potraktował? Zdarza się gubić w swoim entuzjazmie.

- Hej!

- Akaashi? – spytał król. - Ach, macie tę głupią zasadę, że omegi nie mogą patrzeć królewskiej rodzinie w oczy. Ze mną nie musisz się tym przejmować. Nazywam się Iwaizumi Hajime, miło mi ciebie poznać. – Akaashi ze zdumieniem zobaczył, że król wyciągnął do niego dłoń. Akaashi uścisnął ją, niepewny, czy to jakiś głupi test, który właśnie oblewa. Gdy jednak nic się nie stało, odważył się unieść wzrok i spojrzeć na Alfę. Iwaizumi uśmiechnął się do niego przyjaźnie. – Znak wygląda w porządku. Bokuto to dobry Alfa. Będzie ci z nim dobrze. Wiem, że twój ojciec przyrzekł cię komuś innemu, ale w tej sytuacji nie mogliśmy pozwolić, by unia doszła do skutku. Zależy nam na tym, by jak najbardziej wymieszać krew.

- A jak tam sytuacja z księciem? – spytał Bokuto, zmieniając temat.

Iwaizumi westchnął ciężko.

- Powiedział, że prędzej umrze niż pozwoli mu się oznaczyć – zdradził Miya, szczerząc się głupkowato.

- I że prędzej wydłubie sobie oczy niż spojrzy na niego jak na potencjalnego kochanka – dodał Kuroo.

- I zje własne odchody niż go dotknie – uzupełnił Miya, udając znudzenie.

- I odgryzie sobie język niż…

- Dobra, dobra! – warknął Iwaizumi, poirytowany całą sytuacją. – Książę Oikawa to cholery wrzód na dupie. Nie zgodził się na żadną z moich propozycji. Gdyby na moim miejscu był ktoś inny, już dawno by go powiesił. Próby zlokalizowania jego ojca też się nie powiodły. Zupełnie jakby zapadł się pod ziemię.

Akaashi spojrzał na nich z zaskoczeniem. Nie wiedzieli…?

- Król nie żyje – powiedział. Uwaga wszystkich zebranych skupiła się automatycznie na nim. Akaashi przekrzywił głowę. – Od około trzech lat – dodał, z satysfakcją wbijając kij w mrowisko. Oikawa Tooru był niezwykle silnym i niesamowitym Omegą. Mało kto wiedział, że od lat to on rządził królestwem, zastępując schorowanego króla.

- Słyszeliśmy plotki, ale myśleliśmy, że to zmyłka – przyznał jeden z generałów.

- Jeśli król nie żyje, to kto tutaj rządzi? – spytał Iwaizumi, choć jego mina sugerowała, że już zna odpowiedź.

- Uhm, Książę Tooru?

- Ale…. Ale jak? – Kuroo rozłożył ręce. – Wszyscy wiemy, jaką pozycję w waszym społeczeństwie mają omegi. Nikt by go przecież nie posłuchał.

- Król od lat chorował na nieuleczalna chorobę i podupadał na zdrowiu. Rok przed śmiercią nawet nie wychodził z łóżka. Wszystkie rozkazy przekazywał swemu jedynemu synowi, a on pilnował, by je wykonano. Dopiero niedawno wyszło na jaw, że król zmarł kilka lat temu i to książę Tooru wydawał rozkazy przez ten cały czas. Lordowie chcieli go powiesić za to, że podeptał ich dumę i honor – Miya prychnął pogardliwie – ale zanim to zrobili, ich posunięcia na polu bitwy doprowadziły do naszej przegranej. Nie chcąc się przyznać do porażki, postanowili zrzucić całą winę na księcia. Trzymali go w zamku tylko w celu podania wam go na srebrnej tacy i zrobienia z niego kozła ofiarnego.

Iwaizumi westchnął cierpiętniczo.

– Szlaaag. Jak ja mam go stamtąd wyciągnąć?

- Nie możemy go tam po prostu zostawić? – zaproponował Miya.

Iwaizumi pokręcił głową.

- Ludzie mogą być na niego wściekli za to, co zrobił, ale to dalej ich książę. Nas postrzegają jako uzurpatorów i dzikusów. Obstawienie najważniejszych pozycji w królestwie własnymi ludźmi tylko spotęguje napięcie, które panuje wśród ludu. Potrzebujemy silnego sprzymierzeńca. Na pewno da się to wszystko jakoś wyprostować.

W tym momencie brzuch Akaashiego zaczął burczeć głośno. Zarumienił się lekko.

- Ale dbasz o swojego Omegę, Bokuto – drażnił się Kuroo.

- Dbam o niego fenomenalnie! – kłócił się Alfa niczym dziecko.

- Zaprowadź go do kuchni i nakarm porządnie. Ja jadę porozmawiać z księciem.

- Uważaj, żeby cię nie ustrzelił – zażartował Miya, chichocząc pod nosem. Cała sytuacja wydawała się mocno go bawić.

- Bardzo zabawne – mruknął król.

Bokuto złapał Akaashiego za rękę. Pomachał reszcie na pożegnanie i poprowadził go do kuchni, gdzie służba uwijała się w ukropie, przygotowując jedzenie. Widząc Bokuto w drzwiach, wielu z nich wyraźnie się spięło. Część służby spuściło głowy, próbując wtopić się w pobliskie meble.

- Hej, hej, hej! – zawołał głośno Bokuto. Albo nie widział, albo nie chciał widzieć tego, jak ludzie na niego reagowali. Z szerokim uśmiechem zwrócił się do pokaźnej rozmiarów kucharki, która nadzorowała pracę młodszych pomocnic. – Akaashi jest głodny. – Alfa wskazał go ręką. – Możemy wziąć coś do jedzenia?

Kobieta zamrugała, zaskoczona. Zerknęła na Akaashiego. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy zdała sobie sprawę z tego, kim jest. Skłoniła się nisko.

- Akaashi-sama, już bierzemy się do pracy.

- Dziękuję – odparł Omega.

Stali przez kilka minut w ciszy, czekając aż służba przygotuje coś dla Akaashiego. Gdy kobieta podeszła do nich z tacą, Bokuto wziął ją od niej z zapałem. W pierwszej chwili skierował się w kierunku stojącego w rogu stołu, ale kucharka zaskrzeczała ze zgrozą, mierząc go nieprzychylnym spojrzeniem. Cały strach, który czuła względem niego wcześniej, wyparował jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i ustąpił miejsca irytacji.

- Kto to widział, żeby Akaashi-sama jadł w kuchni przy stole dla służby! – skarciła Alfę jak krnąbrne dziecko. Bokuto cały się w sobie zapadł, wyginając usta w podkowę. Wydawało się, że nawet jego nastroszone włosy trochę opadły. – Dzikus czy nie, choć tyle powinieneś wiedzieć – dodała, biorąc się pod boki. Bokuto otworzył usta, ale nie zdążył nic powiedzieć na swoją obronę. – Proszę natychmiast zaprowadzić panicza do jadalni, gdzie, jak człowiek, w spokoju będzie mógł cieszyć się posiłkiem.

Bokuto żachnął się, urażony do szpiku kości, i wymaszerował z kuchni z dumnie podniesioną głową. Akaashi spojrzał na kucharkę z rozbawieniem. Skłonił się jej – choć wcale nie musiał, biorąc pod uwagę ich różne pozycje społeczne – i poszedł za naburmuszonym Alfą. Bokuto przez te kilka dni musiał już dość dobrze zapoznać się z pałacem, bo zaprowadził ich do małej jadalni nieopodal kuchni, którą, z tego co pamiętał, używali pałacowi żołnierze.

- Uhm, tutaj jest okej? – spytał Bokuto niepewnie.

- Oczywiście, Bokuto-san.

Na twarzy Alfy wymalowała się wyraźna ulga. Uśmiechnął się i niemal pobiegł do stołu, by postawić na nim tacę ze śniadaniem dla Akaashiego. Tuż przed stołem potknął się o zawinięty dywan i kwiknął, lecąc do przodu razem z jedzeniem. Taca uderzyła z hukiem o stół, a Alfa w ślad za nią, na szczęście nic się nie rozlało, co najwyżej przesunęło na talerzu do samego brzegu.

Najsilniejszy wojownik w plemieniu, co, pomyślał, z trudem hamując uśmiech. Bokuto pozbierał się ze stołu i odchrząknął, próbując zamaskować swoje zawstydzenie. Niestety, zdradzały go wściekle czerwone policzki.

Mężczyzna niezdarnie odsunął masywne krzesło i wskazał je dłońmi. Akaashi podszedł do stołu i usiadł z gracją.

- Dziękuję, Bokuto-san – powiedział łagodnie. Złożył ręce jak do modlitwy. – Itadakimasu. – Wziął do ręki pałeczki i zaczął jeść. Bokuto dalej stał i się na niego patrzył, więc Akaashi brodą wskazał mu krzesło obok. Alfa posłusznie usiadł po drugiej stronie rogu stołu, przez co ich kolana stykały się lekko.

- Co to oznacza? – zapytał Alfa z zaciekawieniem. – To całe tadakasu?

- Itadakimasu – poprawił Omega. – To znaczy „dziękuję za jedzenie”.

Bokuto pokiwał ze zrozumieniem, ciągle nie spuszczając z niego wzroku.

- Jeśli jesteś głodny, częstuj się – zaproponował Alfie. Alfy często się na niego gapiły, ale nikt jeszcze nie przyglądał mu się z taką intensywnością.

- Nie, nie, to wszystko dla ciebie, Kaashi! Po prostu… Wszyscy tutaj jecie tymi pałkami. W naszych stronach używamy widelców.

- To są pałeczki, nie pałki – poprawił. Mimo swej drobnej budowy, Akaashi jadł sporo. Pałacowa kuchnia dobrze o tym wiedziała, ale porcja jedzenia, którą dostał, była zbyt duża nawet jak na jego możliwości. Zaspokoiwszy apetyt, spojrzał na Alfę. – Chciałbyś spróbować?

Bokuto pokiwał entuzjastycznie. Akaashi pokazał mu, jak trzyma pałeczki i wytłumaczył, która do czego służy. Potem podał je Alfie, który ze zmarszczonymi brwiami próbował powtórzyć jego układ. Spomiędzy jego warg wystawał czubek języka, zdradzając jego koncentrację. Kącik ust Akaashiego uniósł się nieznacznie. Nie tego spodziewał się po „dzikusie”, z którym zmuszono go do sparowania się.

Bokuto dość szybko załapał, jak trzymać pałeczki, ale złapanie coś między nie było już o wiele trudniejsze. Mimo to nie poddawał się, zafascynowany.

- To wygląda tak prosto, kiedy ty to robisz! – poskarżył się, kiedy kawałek ryby po raz kolejny wyślizgnął mu się spomiędzy pałeczek i upadł na talerz z cichym plaskiem.

- Lata wprawy. Jeśli będziesz ćwiczył, też się nauczysz.

Za entym podejściem Bokuto wreszcie zdołał wsunąć kawałek ryby do ust. Wcześniej zwykle zdążył otworzyć usta i kiedy próbował włożyć tam rybę, ta ponownie lądowała na talerzu.

- Widziałeś?! Widziałeś, Akaashi?! – spytał z ustami pełnymi ryby. – Udało mi się!!! – Wyrzucił pięści w górę, uśmiechając się szeroko. Akaashi miał ochotę go skarcić za to, że szczerzy się z pełnymi ustami, ale radość w oczach Alfy powstrzymała go.

- Widziałem, Bokuto-san. Dobra robota – pochwalił szczerze.

Bokuto wypiął dumnie pierś.

- To był czysty fart – oznajmił, machając lekceważąco ręką. Przełknął i wytarł usta wierzchem dłoni, a potem nachylił się w stronę Akaashiego i pocałował go.

 Akaashi zamrugał, nie reagując. Nie widząc sprzeciwu, Bokuto przesunął językiem po jego dolnej wardze, delikatnie napierając między nie. Akaashi posłusznie je rozchylił, pozwalając jego językowi wślizgnąć się do środka. Choć w teorii zetknięcie się ich języków nie mogło konkurować ze stosunkiem, Akaashi czuł, jakby ten pocałunek był o wiele bardziej intymny niż cokolwiek, co zrobili poprzedniej nocy. Bokuto całował go delikatnie, cierpliwie. Uczył go, jak powinien to robić, powoli przyzwyczajając do swoich pieszczot i dotyku.

Bokuto odsunął się. Na jego ustach malował się szeroki uśmiech, rozświetlający całą jego twarz. Wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego.

- Pora na obiecaną kąpiel! – zarządził, zrywając się ze swojego miejsca.

Akaashi skinął i wstał. Ku jego konsternacji, Bokuto pozbierał wszystko na tacy.

- Odniosę to szybko i możemy iść – rzucił przez ramię, biegnąc do drzwi. Prawie w nie wycelował, ale jakoś w ostatniej chwili udało mu się uniknąć bolesnego zderzenia z futryną. Chwilę później wrócił bez tacy, machając na Akaashiego, by za nim podążył.

W przylegającej do ich sypialni łaźni czekała już balia pełna niemal gorącej wody. Akaashi uniósł jedną brew.

- Poprosiłem służbę, żeby przygotowali wszystko na twoje przyjście. Jeśli woda nie jest wystarczająco ciepła, mogę przynieść nową.

Akaashi dotknął czubkami palców lustra wody. Temperatura była idealna.

- To nie będzie konieczne – odparł. Zakręcił palcem, patrząc na Alfę jednoznacznie. Bokuto westchnął ciężko, ale posłusznie się obrócił i znowu zakrył dłońmi oczy.

Akaashi rozebrał się pospiesznie i wszedł do wanny, siadając z ukontentowaniem. Woda zakrywała go po ramiona.

- Już mogę?

- Bez szans, Bokuto-san – odparł, choć wiedział, że Alfa długo nie wytrzyma.

- Akaaaaaashii!!!

Jak podejrzewał, nawet nie minutę później Bokuto już zaglądał na niego przez ramię. Widząc, że Akaashi na niego patrzy, pospiesznie odwrócił głowę. Gdy Bokuto zupełnie odwrócił się w jego stronę i podszedł do balii, Akaashi nic nie powiedział. Alfa przez chwilę przyglądał się, jak Akaashi namydla swoje ciało starannymi, pełnymi gracji ruchami. Ni z tego, ni z owego sięgnął po drugie mydło i klęknął za jego plecami, a potem zaczął delikatnie masować jego skórę ramion, schodząc niżej na plecy i kręgosłup.

- Gdzie jest służba? – zapytał Omega. Zazwyczaj ktoś znajdował się w pobliżu, by dolać wody, pomóc z ręcznikami lub kąpielą, w zależności od preferencji danej osoby. Tym razem, nie licząc dwójki strażników, którzy cały czas pilnowali wejścia do sypialni Bokuto, nie było nikogo.

- Odesłałem wszystkich do innych zadań. Skoro teraz jesteśmy razem, nie będziesz nikogo potrzebował, ja ci chętnie pomogę – zapewnił Alfa.

Akaashi miał ochotę mu wytknąć, że nie zawsze będzie obok, by mu pomóc. Nie miał jednak pojęcia, co Iwaizumi planował i jakie zadania przydzieli swoim generałom, machnął więc na to ręką.

- Tak to wygląda w waszej kulturze? Pomagacie w ten sposób swoim omegom? – zapytał zamiast tego.

- Mhm. Więź to unia – wyjaśnił Bokuto. – Każdy coś wnosi. Alfa zwykle spełnia rolę protektora i dba, by rodzinie niczego nie brakowało. Omegi zajmują się domem, czasami polowaniem. Chronią nasze dzieci i szkolą je w pierwszych latach życia w różnych dziedzinach, by ocenić, w jakim kierunku mają predyspozycje. Dbają też, by Alfa miał gdzie wrócić i był zadowolony.

- Seksualnie?

Bokuto zaśmiał się.

- To też, ale nie tylko. To działa w obie strony. Jeśli omegi nie są zadowolone, to Alfa coś robi nie tak. Jak wygląda to u was?

- Hmm, w wyższych sferach zdecydowana większość małżeństw jest aranżowana. Głównie dla zwiększenia majątku, czasami w celach politycznych. Małżonkowie zwykle poznają się kilka dni przed ślubem. Więź jest później konsumowana. Idealnie, jak szybko pojawią się dzieci. Wtedy Omega zwykle się nimi zajmuje z pomocą niań i służby, a Alfa może zajmować się tym, czym alfy się zwykle zajmują. – Czyli odwiedzaniem prostytutek, piciem i graniem w karty z innymi szlachcicami do upadłego, pomyślał. – W niższych klasach społecznych bywa różnie. Wiele osób decyduje się na więź, bo są sobie bliscy.

- Brzmi nieciekawie – skomentował Bokuto. – Nasze omegi mają prawo wybrać sobie partnera. Zdarza się, że Alfa oznaczy Omegę bez jej zgody, ale raczej rzadko. Większość omeg w naszym plemieniu umie się bić. Próbując kogoś ugryźć bez jego pozwolenia, trzeba liczyć się z tym, że można porządnie zarobić w zęby. – Zaśmiał się. – Jak zobaczysz jakiegoś Alfę bez przednich zębów, to robota Miyi.

- Tego generała Omegi?

Bokuto pokiwał energicznie.

- Ta. Umie przyłożyć jak mało kto.

- Mówisz, jakbyś wiedział z doświadczenia.

- Emm…

- Nie mów, że próbowałeś się do niego dobrać.

Nie znał Bokuto zbyt dobrze, ale nie wyglądał na takiego, co by się komuś narzucał.

- Nie, nie, nic z tych rzeczy! Tsum-Tsum spił się raz jak prosię. Kiedy wracał przez las do domu, jeden napalony Alfa go zaatakował. Byłem akurat w pobliżu i chciałem mu pomóc. W ferworze walki Tsum-Tsum zamachnął się i złamał mi nos. Ogłuszył mnie na dobrych kilka minut. Sam rozprawił się z tamtym Alfą, a potem, ciągle napruty, zaciągnął mnie do domu. Wywróciliśmy się po drodze ze sto razy, wszystkie zaspy śniegu były nasze. – Bokuto westchnął z ukontentowaniem. – To był początek pięknej przyjaźni.

- Dobrze, że nie wybił ci zębów.

- No nie? Ha, ha, ha! 

- Czy on też będzie wybierał sobie Alfę spośród naszej szlachty?

- Taki był plan, ale Tsum-Tsum jest bardzo wybredny co do swoich kochanków, a Iwaizumi nie chce go zmuszać, bo to Alfa oznaczy jego, a nie na odwrót. Tsum-Tsum pozwala się pokryć tylko alfom, którzy są w stanie pokonać go w walce. Wierz mi, te osoby można zliczyć na palcach jednej ręki. Wątpię, by znalazł tutaj kogoś, kto sprosta jego oczekiwaniom.

Akaashi od razu pomyślał o małomównym Alfie z burzą dzikich loków na głowie, którego często widywał w pobliskim lesie na polanie, ćwiczącego dzień w dzień walkę wręcz i z bronią. Nigdy z nim nie rozmawiał, ale znał jego tożsamość.

To w końcu jego ojcu został obiecany.

- Nigdy nie wiadomo – powiedział tajemniczo. – Miya-san może się mocno zdziwić.

Bokuto zgodził się ochoczo, ciągle się szczerząc. Akaashi spłukał dokładnie pianę z włosów. Potem kazał Bokuto się obrócić, tak dla zasady, zanim wyszedł z balii i ubrał się w czyste szaty, które służba zostawiła dla niego na pobliskim taborecie. Naciągnął na nogi cienkie spodnie, a potem założył krótką tunikę, tym razem w kolorze granatu, którą przewiązał białym pasem.

- Uhm, chciałbym móc spędzić z tobą więcej czasu, ale Iwaizumi zostawił mi całą listę rzeczy do zrobienia – oznajmił Bokuto z niezadowoloną miną.

- Co ja mam robić przez cały dzień? – spytał Akaashi. Nie miał pojęcia, jak miało wyglądać jego życie u boku Bokuto. Wszystko było nowe i nieznane.

- Co chcesz? – Bokuto przekrzywił głowę w bok. – Doprowadzenie królestwa do ładu zajmie miesiące. Dopóki są ludzie, którzy buntują się panowaniu naszego lidera, muszę być w pełnej gotowości. Kiedy mnie nie ma, możesz robić, co chcesz. Czym normalnie zajmujesz się w ciągu dnia?

Czym się zajmował? Różnymi rzeczami. W dworku ojca zarządzał posiadłością. Wydawał rozkazy służbie, organizował małe przyjęcia dla okolicznej szlachty, pobierał nauki w różnych dziedzinach. Lwią część swego czasu spędzał w bibliotece oraz na polu, gdzie ćwiczył łucznictwo. Tooru już jako dziecko świetnie strzelał z łuku. Akaashi nie znosił przegrywać, zwłaszcza z rozwydrzonymi, nie umiejącymi się zamknąć książętami, co zmotywowało go do ciężkich treningów, aż sam zaczął wyrabiać sobie renomę fantastycznego strzelca.

- Chętnie spędziłbym trochę czasu w bibliotece – zdecydował. Może w pałacu znajdzie więcej informacji o plemieniu Bokuto.

- Jasne, załatwione! – Bokuto uśmiechnął się od ucha do ucha. – Konoha i Komi… Uhm, ci dwaj, którzy strzegą naszych drzwi… Mają rozkaz nie spuszczać cię z oka. Wszyscy wiedzą, że nie mają prawa cię ruszyć, ale dla bezpieczeństwa lepiej, żebyś nie chodził sam.

Dla bezpieczeństwa czy upewnienia się, że wam nie zagrożę ani nie ucieknę?, zastanawiał się Akaashi.

- Więc cokolwiek chciałbyś robić – kontynuował Alfa – powiedz im i cię zaprowadzą, gdzie chcesz.

- Oczywiście. Dziękuję, Bokuto-san.

Twarz Bokuto rozjaśniła się w uśmiechu. Alfa nachylił się i pocałował go w usta, łapiąc za biodra i zaciskając na nich dłonie. Pocałunek nie trwał długo. Bokuto odsunął się z ciężkim westchnieniem i wydął usta.

- Muszę iść. Nie musisz za mną tęsknić, niedługo wrócę. Ale ja za tobą będę, okej?

- Jasne, Bokuto-san. Cokolwiek zechcesz. – W jego głosie zabrzmiał wyraźny sarkazm, ale Alfa musiał go nie wychwycić, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej, zasalutował i po chwili już go nie było.

Akaashi spędził trochę czasu w pokoju. Zauważył, że ktoś podczas ich nieobecności przytargał do sypialni kufer, w który upchnięto niechlujnie jego rzeczy. Obok kufra zauważył też stary, zniszczony plecak. Znajdujące się w środku rzeczy musiały należeć do Bokuto. Na trzymających go w kupie paskach oraz przedniej części ktoś wyszył jednego dużego puchacza z głową przekrzywioną w bok oraz kilka mniejszych sów, których gatunków Akaashi nie znał. Puchacz był uderzająco podobny do Alfy. Akaashi parsknął śmiechem i pokręcił głową.

Rozejrzenie się po pomieszczeniu długo mu nie zajęło. Stwierdził, że nie ma sensu siedzieć w czterech ścianach. Pchnął drzwi od sypialni i wyszedł na korytarz. Stojący po obu stronach strażnicy spojrzeli na niego jak jeden mąż. Akaashi zauważył, że grali w kamień, papier, nożyce. Musiało im się bardzo nudzić, bo obaj poderwali się, patrząc na niego z zaciekawieniem.

Akaashi skłonił się lekko.

- Uhm, chciałbym pójść do biblioteki. Bokuto-san powiedział, że nie ma nic przeciwko – powiedział.

Wyższy ze strażników poprawił czapkę, która opadała mu mocno na czoło. Zasalutował, uśmiechając się szeroko.

- Ta jest, sir!

- Wystarczy Akaashi – poprosił.

- Jasne, pewnie! Uhm, ja jestem Konoha, a to Komi. – Wskazał kciukiem swojego kompana, który zasalutował mu równie niedbale. – Miło cię poznać! Uhm, więc… chciałbyś pójść do biblioteki?

- Jeśli to w porządku.

Konoha wzruszył ramionami.

- Nie widzę problemu. Bokuto pewnie szybko nie wróci.

- Pewnie znowu zgubi się gdzieś w zamku i będzie się nadzierał, żeby ktoś go uratował – zażartował Komi. – Twój Alfa to straszny dzieciak – dodał znacząco.

- To w porządku, że tak o nim mówicie za jego plecami?

Akaashi tego nie rozumiał. W jego kraju hierarchia była wszystkim. Każdy miał swoje miejsce i swoją rolę do odegrania. Strażnicy z ich królestwa nie odważyliby się w ten sposób z nim rozmawiać. Był szlachetnie urodzonym Omegą, co czyniło go bezradnym w starciu z Betą lub Alfą z tej samej klasy społecznej, ale osoby z niższej klasy, bez względu na sekundarną orientację, miały obowiązek wykonywać jego rozkazy. Wszyscy to wiedzieli i nikt tego nie kwestionował.

W plemieniu Bokuto hierarchii nie było. Jasne, był Iwaizumi, byli generałowie i reszta wojowników, ale nawet między nimi granice były zatarte. Bokuto żartował na równi i z królem – Akaashi miał ciarki, jak tylko o tym myślał – i ze zwykłymi strażnikami, którzy mieli pilnować jego drzwi. Wszyscy zwracali się do siebie bardzo nieformalnie. Ten gąszcz był dezorientujący i bezsensowny.

A mimo to wygrali z naszą zorganizowaną armią, podszepnęła jego podświadomość.

- Och, nie przejmuj się, nieraz mówiliśmy mu to prosto w twarz. – Komi wzruszył lekceważąco ramionami. – Traktujemy go jak swojego pierworodnego.

Weszli do biblioteki. Komi trzymał się jego boku, podczas gdy Konoha rozejrzał się mało dyskretnie, czy nikt nie czai się gdzieś między regałami.

- Łał, niezła kolekcja – pochwalił Komi.

- To królewska biblioteka – odparł Akaashi, przeglądając regały w poszukiwaniu czegokolwiek i ich północnych sąsiadach. – Niektóre z tych książek to unikaty, są bezcenne.

- Wszyscy u was umieją czytać?

Akaashi spojrzał na niego przez ramię.

- Nie, wykształcenie to przywilej klasy średniej i wyższej. Mnóstwo dzieci z klasy robotniczej, która stanowi zdecydowaną większość naszego społeczeństwa, od najmłodszych lat pomaga rodzicom w polu. Pobieranie nauk jest kosztowne i czasochłonne, mało kogo na to stać. Książę Tooru chciał otworzyć szkołę dla dzieci wieśniaków, żeby miały szansę na zdobycie lepszej pracy jak podrosną, ale to wymaga dużego nakładu pieniędzy. Wojna pochłonęła większość zapasów, które gromadziliśmy przez ostatnie lata.

Komi zamruczał pod nosem z zamyśleniem.

- W naszej wiosce czytać umie tylko wódz i jego dwie córki – przyznał zakłopotany.

- A Bokuto-san? – spytał, zaciekawiony.

- Bez szans – wtrącił Konoha, dołączając do nich. –  Bokuto jest nadpobudliwy, nie usiedzi w miejscu za cholerę. Jego ciocia próbowała go uczyć, gdy był mały, ale on po prostu tego nie łapał. Kiedy okazało się, że ma talent do walki, jego ojciec zabronił ciotce go dłużej uczyć. Od tamtej pory cały wolny czas spędzał na szkoleniu się w walce.

- A reszta generałów?

- Hm, Kuroo potrafi czytać i pisać w trzech językach – pochwalił się Komi. – Jest super mądry. Jego wioska co rok była zalewana przez pobliską rzekę, aż Kuroo wymyślił, jak przekierować jej nurt tak, by przeszła bokiem. W wieku dwudziestu jeden lat został najmłodszym wodzem w całym plemieniu. Jest świetnym strategiem, zwłaszcza w defensywie. Gdy wróg przypierał nas do muru, Kuroo pojawiał się zawsze z jakimś szalonym planem, który magicznie działał za każdym razem.

- Daishou też umie, ale to tylko dlatego, że rywalizuje z Kuroo i nie chce być gorszy. Nie jest tak dobry, jak Kuroo, ale daje radę. No i Iwaizumi, jego mama go nauczyła.

- Miya nie umie – stwierdził Konoha. – Może trochę. Nasze plemię ma inne podejście do omeg niż wy tutaj, co nie oznacza, że alfy tak po prostu posłuchają Omegi. Miya zapracował sobie na ich szacunek.

- A reszcie wybił z głowy nieposłuszeństwo – mruknął Komi pod nosem.

Akaashi zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, że nie może znaleźć żadnej księgi, której jeszcze nie czytał na temat północnego plemienia. Decydując, że najlepiej dowiedzieć się u źródło, usiadł na jednym z foteli i poprosił, by strażnicy zrobili to samo. Gdyby to był test, oblaliby go z kretesem, tak beztrosko się z nim spoufalając.

Kolejne godziny spędzili na rozmowie. Akaashi wypytał ich o wszystko, co tylko przyszło mu do głowy. Zupełnie przypadkiem potknął się o informację, która zmroziła mu krew w żyłach.

- Alfy mają prawo do czego? – spytał z niedowierzaniem.

Konoha i Komi wymienili się spojrzeniami. Komi szturchnął łokciem Konohę, żeby on to wyjaśnił. Konoha podrapał się po policzku.

- Do oznaczenia więcej niż jednej omegi – powtórzył słowa kompana. – Uhm, wy nie?

Akaashi pokręcił głową, zaciskając dłonie w pięści.

- Zawieramy związki monogamiczne. W wyższych sferach, gdzie małżeństwa są aranżowane, alfy często nie są wierne i znajdują sobie kochanki lub korzystają z usług prostytutek. Mimo to tylko dzieci z poślubioną omegą mają prawo do majątku i tytułu po alfie.

- Och. Cóż, u nas wygląda to zupełnie inaczej. Posiadanie więcej niż jednej omegi świadczy o sile i zaradności Alfy. Silny Alfa to często silne potomstwo. Zapłodnienie kilku omeg w tym samym czasie daje takim alfom większą szansę na przekazanie swoich dobrych genów dalej. Tylko dzięki takim praktykom byliśmy w stanie przetrwać. W naszym plemieniu nigdy nie było miejsca dla słabych. Nie dlatego, że się ich pozbywamy. Warunki środowiskowe są tak ciężkie, że osoby słabe nie są w stanie przetrwać zimy.

Coś ścisnęło go w żołądku. Miał wrażenie, że za chwilę zwymiotuje.

- A omegi? Tak po prostu się na to godzą?

- Cóż… Jest ich zdecydowanie więcej niż alf, więc bycie jedną z wielu jest często ich jedyną szansą na znalezienie partnera. Lepiej też być jedną z wielu u silnego Alfy niż jedyną u słabego. Niektóre żyją w zgodzie, dbając o wspólne dobro domowników. Niektóre… nie pozwalają się permanentnie oznaczyć, jak Miya. Zdarza się, że walczą między sobą o względy Alfy.

- Czy Bokuto-san… jest już z kimś związany? – zapytał niepewnie, choć bał się odpowiedzi.

Ku jego ogromnej uldze, Konoha pokręcił głową.

- Nie. Walczył w wojnie od piętnastego roku życia. Był za młody, żeby kogoś oznaczyć. Omegi walczące pośród nas lubią być kryte bez zobowiązań. Pewnie nawet mu nie przyszło do głowy, by jakąś oznaczyć, skoro mógł kryć je na prawo i lewo. Oznaczenie kogoś nie miałoby zbytniego sensu, w każdej chwili jedno mogło zginąć na polu walki. Wojna to niezbyt dobry czas na przywiązywanie się do innych ludzi.

Akaashi skinął, patrząc tępo w swoje kolana. Miał ochotę się z siebie śmiać.

To oczywiste, że to było zbyt piękne, żeby było prawdziwe.

Kiedy ojciec mu oznajmił, że lord Sakusa go oznaczy, Akaashi przez długi czas nie mógł się z tym pogodzić. W pierwszej chwili bał się, że zostaje oddany Sakusie Kiyoomiemu, który był bardziej zbliżony do niego wiekiem i niestety znany ze swoich nieposkromionych rui. Gdy okazało się, że trafi w ręce jego ojca, wcale nie poczuł ulgi, wręcz przeciwnie. Zdał sobie sprawę, że wolałby zaryzykować z młodym Alfą. Sakusa Kiyoomi mógł być agresywny podczas swoich rui – delikatnie rzecz ujmując, skoro raz prawie zabił Omegą, którą dano mu do oznaczenia – ale przynajmniej Akaashi miałby pewność, że Alfa by go dobrze traktował poza rują.

To, że wolał mężczyznę, który w chwili niepoczytalności mógł go potencjalnie zabić, zamiast jego ojca, wiele mówiło o jego stosunku do tej unii. Choć Sakusa Keisuke był przystojnym mężczyzną i starzał się z gracją, w oczach Akaashiego był obleśnym starym typem i przechodziły go ciarki na samą myśl, że ten Alfa ma go dotknąć. Nic dziwnego, że gdy barbarzyńcy wdarli się do jego domu i oznajmili, że Akaashi zostanie oddany jakiemuś wysoko postawionemu dzikusowi, nie przejął się tym zbytnio. Bycie z jakimś neandertalczykiem wydawało mu się w tamtej chwili lepszą alternatywą.

A Bokuto nie był zły. Akaashi wiedział, że seks będzie nieuniknioną częścią takiego związku. To kolejna rzecz, którą pokornie zaakceptował. Zbliżenie z Bokuto mogło być o wiele gorsze, ale Alfa niezdarnie zatroszczył się o to, by nie było to dla niego tak nieprzyjemne jak się spodziewał. Był jak powiew świeżego powietrza. Akaashi nie mógł uwierzyć, że Bokuto pozwalał mu się ze sobą droczyć i nie ponosić za to żadnych konsekwencji.

Teraz jednak czuł się, jakby ktoś wylał na niego kubeł lodowatej wody. Sakusa Keisuke chciał go dla potomka, gdy stało się jasne, że jego syn nie da mu dziedzica. Dla Bokuto miał być jak klacz rozpłodowa, w dodatku jedna z wielu.

Doprawdy, z deszczu pod rynnę. A nawet gorzej.

- Akaashi? – Konoha spojrzał na niego z zaniepokojeniem.

Akaashi popatrzył mu w oczy i uśmiechnął się gorzko.

Już dawno powinien się nauczyć, że szczęśliwe zakończenia nie są dla takich jak on.




Komentarze

  1. Przez cały rozdział czułam przewlekły smutek Akaashiego. Tak mi smutno z jego powodu. Okropne. Naprawdę mi przykro, że Akashi cały czas może tylko biernie przyjmować ciosy ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Uwielbiam Akashiego ,chodź jest niepewny swojej pozycji to próbuje na ile mu pozwoli jego Alfa . Co do Alfy to jest taka przeurocza niezdara . Mam nadzieję ,że po ty co Akashi się dowiedział nie skreśli Boku tylko spróbuję z nim porozmawiać. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział w.

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadanie bardzo ciekawe :)
    galaxa2

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, Bokuto jaki niezdarny, ale wydaje mi się że Akashi będzie tym jedynym dla Bokuto, a z Miya o tak silna omega...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

A perfect mate [6/6]

A perfect mate [1/6]

A perfect mate [2/6]

When two forces clash [1/7]

A perfect mate [3/6]

A perfect mate [4/6]

When two forces clash [5/7]

To cheat the system [3/3]

A perfect mate [5/6]

"Wszystko albo nic" dostępne na Bucketbook!