When two forces clash [3/7]

 Bokuto wrócił późnym wieczorem, z mokrymi włosami, wilgotnymi ciuchami i szerokim uśmiech na ustach.

- Hej, hej, Akaashi! Jak ci minął dzień? – spytał pogodnie, zdejmując ze stóp swoje żołnierskie buty i rzucając je niedbale obok łóżka. Akaashi w ciszy przyglądał się jego włosom, które opadały mu na twarz, czyniąc go prawie nierozpoznawalnym. Już wcześniej zwrócił na nie uwagę. Nigdy wcześniej nie widział włosów nastroszonych w ten sposób i o tak niezwykłej kolorystyce. – Iwaizumi kazał nam dzisiaj obejrzeć caaały zamek dookoła i sprawdzić, czy da się jakoś wedrzeć do środka. Już prawie kończyliśmy, kiedy Kuroo wepchnął mnie do rzeki i wtedy…

Akaashi dalej nie słuchał. Bokuto rozebrał się i przeciągnął jak kot, nieskrępowany swoją nagością. Jego członek był na wpół twardy. Gdy Alfa wdrapał się na łóżko i objął go ramieniem, a potem zaczął całować po szczęce i szyi, Akaashi dobrze wiedział, w jakim to idzie kierunku.

Poddał się biernie dotykowi i zamknął oczy. Bokuto musiał się mocno niecierpliwić, bo jego pieszczoty nie trwały długo nim sięgnął pod jego koszulę nocną i zaczął stymulować jego wejście. Akaashi zacisnął zęby. Bokuto polizał go po znaku na szyi, powoli wsuwając palec do środka. Wszystko trwało o wiele krócej. Gdy tylko Alfa upewnił się, że Akaashi jest na niego gotowy, od razu pociągnął go za biodra w dół. Nawet nie musiał sobie zbytnio pomagać ręką, jego naprężony członek sam znalazł drogę do wnętrza.

Bokuto westchnął i jęknął, zagłębiając się w nim po nasadę. Akaashi odetchnął głęboko i rozluźnił się. Bokuto zaczął się w nim poruszać, najpierw ostrożnie, a potem z większą werwą. Akaashi czuł, jak w nim pulsuje, ocierając się o jego wnętrze w poszukiwaniu ekstazy.

Kilka minut później Bokuto doszedł, zalewając jego wnętrze ciepłą spermą. Oddychając ciężko, wysunął się i położył na boku, zgarniając Omegę w swoje ramiona. Akaashi pozwolił mu na to, nieruchomy jak szmaciana lalka. Mimo rozczarowania i smutku musiał przyznać, że podobało mu się, kiedy Alfa go przytulał. Choć mógł się obrócić na drugi bok i iść spać, Bokuto poświęcił długi czas na muskanie ustami skóry jego ramienia, obojczyka, szyi i policzka. Pocałunek, który na końcu złożył na jego ustach, był czuły i śpiący.

- ‘Branoc, Akaashi. Słodkich snów – wymamrotał sennie.

- Dobranoc, Bokuto-san – odparł Omega cichutko.

Rano czekała go powtórka z rozrywki. Obudził się, czując, że ktoś podciąga jego koszulę do góry. Otworzył jedno oko i zdał sobie sprawę, że to Bokuto, który nieporadnie próbował wyciągnąć koszulę spod jego ud, by obnażyć jego tyłek.

- Mhm, Bokuto-san? – wymamrotał ospale.

- Cii, możesz iść dalej spać – krzyknął Alfa szeptem. – To zajmie tylko chwilę, muszę tylko… Ugh. – Akaashi jęknął, kiedy czubek penisa się w niego wsunął. – To nie potrwa długo. Możesz spać dalej jeśli chcesz – zapewnił. Zawisł nad nim, dociskając go do łoża samymi biodrami. Akaashi miał ochotę na niego warknąć, że to nie są warunki, w których można spać, ale ugryzł się w język. Z irytacją czekał, aż Alfa skończy i będzie mógł zasnąć.

Bokuto musiał być mocno napalony, bo skończył w błyskawicznym tempie. Akaashi syknął, kiedy Alfa się z niego wysuwał, a potem pociągnął za koszulę w dół i zamknął oczy z nadzieją, że będzie miał święty spokój.

- Hej, hej, Akaashi, śpisz?

Zamorduję go, pomyślał Akaashi zupełnie poważnie.

- Bokuto-san, jestem zmęczony. Czy to może poczekać? – Tylko lata lekcji dobrych manier sprawiły, że w jego głosie nie słychać było irytacji.

- Uhm, przyszedł służący i mówi, że ma ci pomóc przygotować się na bankiet – oznajmił Alfa niepewnie. – Mówiłem, że jest jeszcze dużo czasu i że chcesz spać, ale nie dał się wyrzucić.

Akaashi westchnął w duchu i podniósł się z łóżka. Otworzył usta, by pogonić służącego – i jednocześnie zanotował w głowie, by nauczyć Bokuto, że to nie służący ma ostatnie zdanie tylko on – kiedy zobaczył, kto tak właściwie na niego czeka.

Zamrugał.

- Kenma.

Kenma skinął głową, wgapiając się w czubki swoich butów.

- Mogę cię z nim zostawić? – Bokuto patrzył to na jednego, to na drugiego. Choć Kenma zdecydowanie nie wyglądał na groźnego, ze swoim przeciętnym wzrostem, nieśmiałością i tragicznie zafarbowanymi włosami, Bokuto nie miał w zwyczaju lekceważyć przeciwnika.

- Oczywiście, Bokuto-san. Nie musisz się przejmować – zapewnił.

Bokuto uśmiechnął się i skinął energicznie głową. Wdrapał się na czworakach na łóżko, złożył na jego policzku głośny pocałunek, a potem zeskoczył z łóżka i obiecując, że zobaczą się na bankiecie, ulotnił się z pokoju. 

Gdy tylko strażnicy zamknęli za nim drzwi, Akaashi usiadł na brzegu łóżka, patrząc na przyjaciela z uniesionymi brwiami.

- Służący? – Kenma nie wyglądał, ale jego ojciec był trzeci w kolejce do tronu. Jego ród był jednym z najstarszych w całym kraju i był datowany niemal tak daleko, jak ród rodziny królewskiej. – Jak…? Co się stało z twoimi włosami?

- Bałem się, że będą próbowali nas wszystkich zabić, więc przebrałem się w strój służby i utleniłem włosy. – Kenma przeczesał palcami kosmyki, które opadały mu niesfornie na twarz i niżej, niemal sięgając ramion. Choć cała sytuacja musiała być dla niego traumatyzująca, jego bystre oczy były spokojne i czujne. – W kuchni uwierzyli mi bez problemu, że jestem nowy. W całym zamieszaniu nikt tego nawet nie sprawdził.

- Czemu więc jesteś tutaj? Nie powinieneś udawać służącego?

Kenma westchnął ciężko i opadł na łóżko.

- Nakryli mnie w bibliotece jak grałem w szachy między regałami. Powiedziałem, że przydzielono mnie na twojego osobistego służącego. Odprowadzili mnie po same drzwi. Pewnie dalej tam stoją. – Kenma zrobił naburmuszoną minę, niezadowolony z takiego obrotu akcji. – Słyszałem o masowych parowaniach.

- Masowych?

- Zaczęli od szlachetnie urodzonych omeg, powoli schodząc w dół. Kilka omeg z pałacowej służby zostało oznaczonych wbrew swojej woli przez pałętających się po zamku żołnierzy.

Akaashi przyjrzał się przyjacielowi ze zmartwieniem. Kenma nie powiedział tego wprost, ale wszyscy wiedzieli, że młody dziedzic rękami i nogami opierał się byciu oznaczonym i od miesięcy walczył o to z ojcem. Pozycja Kenmy sprawiała, że jego Alfa zyskałby spore wpływy i znaczny majątek oraz ziemie tuż za pobliskim miastem. Nic dziwnego, że wszyscy go chcieli.

- Bycie moim służącym nie zapewni ci ochrony – zauważył Akaashi. – Mogę porozmawiać z Bokuto, ale nie sądzę, by to coś dało. W ich plemieniu omegi walczą, jeśli nie chcą być oznaczone. Moja obroża nie zrobiła na nich najmniejszego wrażenia.

Kenma westchnął.

- Protekcja jakiegoś Alfy z ich plemienia to jedyna szansa na to, że zostawią mnie w spokoju.

- Zrobię, co mogę.

Kenma skinął mu głową, zwieszając ją po chwili w dół.

Resztę dnia spędzili na rozmowie i szykowaniu Akaashiego na bankiet wydawany przez króla, który miał uczcić ich zwycięstwo. W międzyczasie zahaczyli o kuchnię w asyście Konohy i Komiego, gdzie dostali do zjedzenia śniadanie i owoce na później.

Gdy nadszedł czas bankietu, strażnicy odprowadzili ich do sali tronowej, gdzie rozstawiono długie stoły zastawione sowicie jedzeniem i winem. Zabawa trwała już w najlepsze. Pomieszczenie wypełnione było po brzegi świętującymi wojownikami, którzy tańczyli, pili i jedli. Akaashi zauważył, że w jednym rogu utworzyła się kolejka ludzi do stolika, przy którym sam król siłował się na rękę. Kawałek dalej przy jednym ze stołów siedział Kuroo. Na jego twarz malował się leniwy uśmiech kota, który spił całą śmietankę.  Między nim a siedzącym naprzeciwko Sakusą Kiyoomim stała szachownica, w którą obaj się wpatrywali – Kuroo leniwie, a Sakusa z wyraźnym dyskomfortem. Pasował do reszty jak pięść do nosa i nie tylko on. Wszyscy rdzenni mieszkańcy królestwa, którzy jakimś cudem zostali wciągnięci w zabawę, nie umieli się odnaleźć. Akaashi bez trudu dawał radę wszystkich wyhaczyć wzrokiem.

Nic jednak nie przyciągało uwagi tak, jak prowizoryczny parkiet po drugiej stronie sali, gdzie towarzystwo tańczyło na każdej płaskiej powierzchni, w tym stole. Kenma zamrugał, omiatając wzrokiem ten chaos.

- To twój Alfa, prawda? – spytał, mierząc tańczących spojrzeniem.

Akaashi skrzywił się, kiedy wśród ocierających się o siebie ciał wypatrzył dwukolorowe włosy swojego partnera. Bokuto śmiał się tak głośno, że słychać go było nawet mimo grajków otulających skoczną muzyką całe pomieszczenie. On i Miya ocierali się o siebie w rytm muzyki jak w jakimś godowym rytuale. Miya miał w jednej ręce kielich z winem, z którego popijał co chwilę, ocierając się pośladkami o krocze Bokuto. Akaashi wciągnął głośno powietrze, kiedy zobaczył, że Miya bezceremonialnie chwyta Bokuto przez spodnie za tyłek i ściska z szelmowskim uśmiechem. Bokuto zaśmiał się tylko głośniej, łapiąc go za rękę i obracając o sto osiemdziesiąt stopni tak, że Miya rozlał całe wino na wszystkich dookoła.

Kiedy Akaashi usłyszał „bankiet”, wyobraził sobie salę pełną ludzi, którzy będę z klasą popijać wino i wymieniać się historyjkami z wojny. Część gości będzie tańczyć z zachowaniem co najmniej dwumetrowego dystansu między alfami i omegami, by nie posądzić nikogo o niestosowne zachowanie.

- To ciekawy styl taneczny – stwierdził Kenma.

- To nie taniec, to orgia w ubraniach – zawyrokował Akaashi. To nie tak, że tylko poszczególne pary tańczyły na sobie, wszyscy ściskali się i wpadali jedno na drugie. – Chodźmy stąd, zanim zauważy, że przyszedłem.

Podeszli do stolika, przy którym Kuroo akurat szachował Sakusę. Akaashi nie był pewny, jak syn członka Izby Lordów znalazł się w tym położeniu. Kuroo skinął mu na przywitanie, uśmiechając się półgębkiem. Akaashi zauważył, że Alfa z zaciekawieniem zaczął wpatrywać się w Kenmę. Widząc na sobie wzrok generała, Kenma schował się za Akaashiego, zaciskając palce na połach jego szaty.

Kuroo zmrużył lekko oczy, oblizując usta z wina.

- Jak podoba ci się bankiet, Akaashi? – spytał, niedbale przesuwając figurę na szachownicy. – Szach, mat.

Sakusa westchnął z ulgą.

- Mogę sobie już iść? – spytał gburowato. 

Kuroo wydął wargi, niezadowolony.

- Jeszcze jedna partia? Czy nikt w tym królestwie nie umie grać w gry strategiczne? Nic dziwnego, że tak beznadziejnie broniliście się na polu walki.

- Książę Tooru jest świetnym strategiem – zauważył Akaashi, patrząc na generała spokojnie. – Gdyby Izba Lordów się nie wmieszała, podbicie naszego królestwa nie przyszłoby wam tak łatwo.

Sakusa uniósł brwi, zaskoczony śmiałością Omegi.

- Cóż, księcia Tooru tu nie ma. – Kuroo wzruszył ramionami. – Może sam zechciałbyś stawić mi czoła?

- Nie grywam w szachy – skłamał Akaashi gładko. Znał zasady i był dość dobry, ale nie miał polotu do Oikawy i… - Kenma z tobą zagra. – Akaashi wskazał stojącego za jego plecami Omegę. – To mój służący. Jestem pewien, że nie będziesz stanowił dla niego dużego wyzwania.

- Keiji! – syknął Kenma, ciągnąc za jego szatę. Akaashi go zignorował.

- Ohoho. – Kuroo aż się wyprostował, uśmiechając szelmowsko. – Może się założymy? Jeśli wygra, zrobię o cokolwiek mnie poprosisz.

- A jeśli to ty wygrasz?

- Obciągniesz Bokuto. – Akaashi, Kenma i Sakusa spojrzeli na niego z niezrozumieniem. – Zaspokoisz go ustami. Wiesz, doprowadzisz go do orgazmu, biorąc w usta.

Akaashi poczuł, że na jego policzki wstępują krwiste rumieńce. Kenma patrzył na Kuroo zza jego ramienia wielkimi oczami, również zarumieniony. Nawet czerwona twarz Sakusy wyrażała kompletne niedowierzanie.

Akaashi nie chciał się zakładać, nie o coś takiego. Skóra mu cierpła na samą myśl o zrobieniu czegoś… takiego, ale nie chciał się wycofać z wyzwania w takiej chwili. Miał swoją dumę, a Kenma był świetnym strategiem.

- W porządku – zgodził się. Czuł, że jest mu słabo. – Jeśli Kenma wygra, zadbasz o to, by żaden Alfa z waszego plemienia nie tknął go choćby palcem, a Bokuto-san nie będzie ode mnie żądał zbliżenia przez dwa tygodnie.

- Zgoda – zgodził się Kuroo bez mrugnięcia okiem.

Kenma westchnął ciężko, spuszczając głowę. Sakusa przesunął się w bok, robiąc mu miejsca na wprost szachownicy. Kenma zajął jego wcześniejsze miejsce, ciągle nie podnosząc wzroku.

- My się jeszcze nie spotkaliśmy, prawda? Nazywam się Kuroo Tetsurou. – Generał przywitał się, patrząc na Omegę z rozbawieniem.

- Kenma – odparł cicho Omega, ciągle wpatrzony w swoje kolana.

Kuroo sprawnie poustawiał pionki na szachownicy, dając Kenmie te białe i jednocześnie pozwalając mu zacząć. Kenma uniósł lekko głowę, omiatając szachownicę wzrokiem i wykonał pierwszy ruch.

Wystarczyło kilka posunięć, by Kuroo uniósł brwi, zagryzając dolną wargę w uśmiechu. Kenma sprawnie poruszał się po szachownicy, podejmując szybkie, racjonalne decyzje. Kuroo był wyraźnie zaskoczony jego znajomością gry, co z kolei wywołało uśmiech na twarzy Akaashiego.

Kilka minut później Kuroo już się nie uśmiechał, lecz z ledwo hamowanym entuzjazmem i fascynacją przystąpił do gry na serio. Jego wzrok błądził co chwilę między rozstawionymi na szachownicy pionkami a twarzą Kenmy w niemym zachwycie.

Akaashi poczuł ciarki, widząc jego oczywiste zainteresowanie Omegą.

Z przeciwnej strony sali coś huknęło, a chwilę potem podążyła salwa śmiechu. Akaashi zobaczył, że na stole stoi Miya, uderzając kielichem młodego Betę, jednocześnie zwalając go na podłogę. Jego miejsce niemal od razu zajął rosły Alfa, patrzący na Miyę jak na kawałek mięsa. Omega nic sobie z tego nie robił, nieprzejęty jego posturą ani oczywistym pożądaniem. Dla prowokacji obrócił się do niego tyłem i zsunął swoje spodnie z tyłu, pokazując mu gołe pośladki i kręcąc tyłkiem na boki. Jego przeciwnik aż się zapienił, rzucając się do ataku jak rozjuszony byk.

Miya w ostatniej chwili odskoczył, podstawiając mu nogę. Alfa z kwikiem zleciał ze stołu, szorując twarzą po podłodze. Miya uniósł ręce do góry, tańcząc zwycięsko. Stojący przy stole Bokuto płakał ze śmiechu, trzymając się za boki. Ledwo dał radę przybić koledze piątkę.

To, oczywiście, nie był koniec. Chwilkę później na stół wdrapał się kolejny Alfa. A potem kolejny. I kolejny. Z każdym z nich Miya radził sobie nadzwyczajnie szybko.

- Żaden z was nie powinien dzisiaj ruchać, wy pipy! – prychnął. Gdyby wzrok mógł zabić, Miya już dawno padłby trupem. Jego zachowanie nie podobało się wielu alfom. Nikt nie chciał przegrać w walce z Omegą.

- Sakusa-san… - Akaashi spojrzał na młodego Alfę, który wpatrywał się w Miyę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Dla Alfy wychowanego w ich kulturze widok Omegi rozkładającego na łopatki Alfę za Alfą musiał być niezwykle szokujący. To był instynkt, by tam pójść i pokazać mu, gdzie jego miejsce. W dodatku Sakusa nie znosił przegrywać. Dobrze to ukrywał za maską obojętności i spokoju, ale ich ojcowie byli najlepszymi przyjaciółmi i plotkowali o swoich dzieciach. Akaashi sporo nasłuchał się o młodym Alfie.

- Kto to jest? Ten Omega? – spytał Sakusa.

- Miya Atsumu – wtrącił Kuroo, widząc ich zainteresowanie. – Jeden z generałów. Jest świetnym wojownikiem, niestety ma strasznie niewyparzony ryj. Wielu alfom nie podoba się, że się szarogęsi i pozwala pieprzyć tylko tym, którzy pokonają go w walce. – Kuroo zaśmiał się. – Powinieneś spróbować. Słyszałem, że jest zajebisty w łóżku.

Sakusa przez chwilę jeszcze obserwował Omegę i brutalną precyzję, z jaką rozprawiał się ze swoimi przeciwnikami. Chwilę później jego twarz spoważniała i, ku zaskoczeniu Akaashiego i radości Kuroo, Sakusa podążył w stronę długiego drewnianego stołu, na którym Miya masakrował wszystkich swoich przeciwników.

- Stawiam pięć złotych monet na Miyę.

- Stoi – zgodził się Akaashi.

Kuroo zamrugał, zaskoczony. Potem wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.

Kenma nawet nie próbował się obejrzeć na tłum, który miał za plecami.

Sakusa poczekał, aż Miya zrzuci ze stołu swojego kolejnego przeciwnika – przeskoczył przez niego jak przez kozła, śmiejąc się głupkowato – zanim sam wdrapał się do góry, stając naprzeciwko niego.

Kilka osób od razu zaczęło buczeć, rozpoznając, że Sakusa nie był jednym z nich. Miya wyglądał na zaskoczonego, że ktoś z Aoba Johsai rzucał mu wyzwanie, ale szybko jego pewność siebie wróciła.

Przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem, aż Sakusa postanowił zaatakować. Akaashi wstrzymał oddech, obawiając się, że ta walka skończy się równie szybko jak pozostałe, ale gdy Miya sparował cios i wyprowadził własny, Sakusa zgrabnie go uniknął. To wywołało głośne okrzyki podniecenia od obserwującego tłumu i nawet Iwaizumi, który do tej pory siłował się w rogu, wstał ze swego miejsca, by przyjrzeć się walce.

Tym razem to Miya zaatakował. Mimo strumieni wypitego wina, świetnie trzymał się na nogach. Wyprowadził kilka kopnięć z obrotu, jeden za drugim, najpierw celując w twarz Alfy, a potem zmieniając strategię i próbując podciąć mu nogi. Sakusa uchylił się, przeskoczył nad jego nogą, a potem doskoczył do niego, celując pięścią w twarz. Miya się schylił, odpychając jego ramię i uderzając go łokciem w brzuch. Sakusa syknął z bólu. Chwila rozproszenia wystarczyła, by Miya złapał go za rękę, obrócił się i przerzucił go przez siebie jak worek ziemniaków. Tylko lata treningów uchroniły Sakusę przed kompromitującym upadkiem na tyłek i, łapiąc Omegę za rękę, tym razem to Sakusa przerzucił go przez swoje ramię.

Miya wylądował na jednej nodze, drugą kopiąc Sakusę w kostkę. Wykorzystując jego brak równowagi, uderzył go łokciem w brzuch. Sakusa odepchnął go od siebie, a potem uderzył pięścią w twarz. Miya tym razem nie zdążył się uchylić. Jego głowa odskoczyła w bok. Cofnął się o kilka kroków, próbując utrzymać równowagę.

Tłum zawył z zachwytu. Bokuto złapał się za głowę, dopingując głośno kolegę.

Omega uśmiechnął się, pokazując zakrwawione zęby. Jego oczy błyszczały z podekscytowania.

Kuroo zagwizdał pod nosem.

- Dobry jest.

Miya przez chwilę mierzył wzrokiem swojego przeciwnika, a potem ruszył w jego stronę jak błyskawica. Sakusa przygotował się do sparowania ataku, ale Miya wskoczył na niego, obejmując nogami w pasie i wpijając się w jego usta. Tłum zawył z emocji, kiedy Alfa padł na stół pod ciężarem Omegi, całowany przez niego namiętnie. Kuroo zawył ze śmiechu, uderzając pięścią w stół.

Do sali wbiegł zdyszany i zakrwawiony wojownik, błędnym wzrokiem szukając króla.

- Iwaizumi! Gdzie jest Iwaizumi?! – krzyczał, ściągając na siebie coraz większą uwagę. – Klasztor… Ktoś podpalił klasztor!

Przez chwilę wszyscy jakby zamarli. Potem nastąpił istny chaos. Kuroo poderwał się ze swego miejsca gwałtownie, przewracając pionki na szachownicy. Przeskoczył przez stół i podbiegł do posłańca, który ledwo trzymał się na nogach. Miya zeskoczył ze stołu, a Sakusa podążył w ślad za nim. Iwaizumi krzyczał już do Daishou i Bokuto, żeby zbierali ludzi do wyjazdu.

- Co się stało? Gdzie reszta strażników? Kindaichi?

- Zaatakowali nas. Shiratorizawa. Poczekali, aż zrobi się ciemno i wtedy zaatakowali. Kiedy się broniliśmy, w tym czasie druga grupa wtargnęła do środka i podpaliła klasztor, a potem uciekli. Kto mógł, został, żeby pomóc, ale nie wygląda to dobrze.

- A książę Oikawa? Co z księciem?

- Nikt go nie widział.

Iwaizumi zaklął szpetnie i rozejrzał się pospiesznie po zebranych. Wszyscy czekali na jego decyzję.

- Komi, przyprowadź mi Matsukawę i Makkiego, będą nam potrzebni. Bokuto i Daishou zbiorą ludzi i wyjadą jako pierwsi. Konoha, powiedz im, że jeśli dadzą radę ugasić pożar, niech to zrobią. Ich priorytetem jest znalezienie księcia. Mają prawo wyeliminować każdego, kto stanie im na drodze.

Konoha skinął i wybiegł z sali.

- Akaashi. – Omega zamrugał, kiedy król zwrócił się bezpośrednio do niego. – Potrzebujemy jak najwięcej ludzi z Aoba Johsai, którzy są wierni księciu i którym książę Oikawa ufa. Jeśli ktoś chce go skrzywdzić, musimy go przekonać, że z nami będzie bezpieczny. Kto przychodzi ci do głowy? Wiem, że byliście bliskimi przyjaciółmi.

Akaashi zastanowił się chwilę. Kto mógł pomóc w takiej sytuacji?

- Alfa, Beta czy Omega, bez znaczenia – wtrącił Miya. – Moja drużyna zapewni wam ochronę.

- Ja pojadę. Umiem strzelać z łuku. Oprócz mnie… Kenma. Watari, Hanamaki, Matsukawa, Yahaba, Kunimi, Sakusa-san. – Akaashi wskazał brodą stojącego niedaleko Alfę.

Iwaizumi skinął. Wskazał trzy pierwsze lepsze osoby z tłumu.

- Wytłumacz im, gdzie znajdą te osoby. Gdy tylko większość się zbierze, pojedziemy w ślad za Bokuto i Daishou. Kindaichi, każ stajennym osiodłać konie.

Kindaichi skinął, wziął głęboki oddech i pobiegł przekazać rozkaz.

- Reszta zostanie tutaj i będzie pilnować zamku na wypadek ataku. Nie mamy pewności, że to nie dywersja, mająca na celu odwrócić naszą uwagę i podzielić nasze siły – zarządził Kuroo. – Aone może przejąć dowodzenie na czas naszej nieobecności.

- Też chcesz jechać?

- Chciałbym się temu przyjrzeć. Podpalenie klasztoru to trochę ekstremalne rozwiązanie.

Iwaizumi ochoczo się zgodził. Zgodnie z zaleceniem Kuroo, przekazał dowodzenie kolejnemu generałowi, a sam poprowadził grupę na dziedziniec, gdzie stajenni już przyprowadzili konie. Wojownicy zdołali znaleźć tylko Yahabę i Matsukawę.

Chwilę później wyruszyli galopem z zamku.

Dojechanie do klasztoru zajęło im kilkanaście minut. Już z daleka widzieli płomienie ognia liżące dwie wieżyczki. Choć ściany były solidne i murowane, wiele wykończeń i przedmiotów zrobionych było z drewna, co sprawiało, że ogień szybko się rozprzestrzeniał. Akaashi patrzył z trwogą na ogień trawiący budynki, w których ukrywał się jego przyjaciel. Modlił się w duchu, by wszystko było z nim w porządku. Oikawa był silnym Omegą, na pewno znalazł sposób na ratunek.

Gdy dojechali, Daishou przepytywał mnichów, którym udało się uciec.

- Gdzie Bokuto?

- W środku. Jeden z mnichów powiedział, że książę spał w północnym skrzydle. To tam zaczął się pożar. Bokuto postanowił to sprawdzić.

- Jakieś ślady wroga?

 Daishou pokręcił głową.

- Wszędzie czysto. Kilka trupów, których nasi zdołali dopaść, poza tym nic.

- Szlag. Miya, weź swoich ludzi i przeczesz okoliczny teren. Postarajmy się złapać tego, kto to zrobił. Weź ze sobą Matsukawę i Yahabę na wypadek, gdyby udało wam się znaleźć księcia.

Akaashi zobaczył, że kilku wojowników wypycha z góry mnicha. Skrzywił się, kiedy mężczyzna uderzył o ziemię. Dwóch kolejnych wojowników odciągnęło go od ściany budynku, w razie gdyby miała się zawalić. Zaraz po nim zrzucili jeszcze kilku innych mnichów, a potem sami zeskoczyli.

- Jakieś ślady księcia, Suna? – spytał Iwaizumi jednego z nich z nadzieją.

Wojownik pokręcił głową, ocierając pot z czoła. Jego twarz i ubrania były okopcone.

- Nie. Natknęliśmy się na kilkanaście ciał mnichów, których zadusił dym, ale ani śladu księcia. Nikt też go nie widział. Bokuto jest jeszcze w środku z Saru, przeszukują północną stronę.

Akaashiego coś ścisnęło w środku. Bokuto ciągle jeszcze szukał? W każdej chwili mógł zginąć. Choć połączyły ich wątpliwe okoliczności, Akaashi zdał sobie sprawę, że nie chce, by coś mu się stało.

Kenma pociągnął go za rękaw. Akaashi spojrzał na niego pytająco.

- Północna strona klasztoru graniczy bezpośrednio z lasem – powiedział.

- To prawda – odparł wolno.

Dobrze znali te lasy, bo często testowali tam swoje umiejętności strzeleckie, polując na dziką zwierzynę. Ojcowie zabierali ich też tam lata temu, by nauczyć, jak wydostać się z ruchomych piasków, które pokrywały zdecydowaną większość powierzchnią lasów oraz wiele pozornie niegroźnych dróg i dróżek wokoło.

- Tooru jest sprytny. Zna te lasy jak własną kieszeń. Jeśli udałoby mu się uciec z klasztoru… - Kenma urwał porozumiewawczo.

- To skryłby się właśnie tam – dokończył za niego Akaashi.

Miya parsknął śmiechem. Akaashi obejrzał się zobaczyć, co go tak rozbawiło. Zobaczył, że to Bokuto przymierza się do skoku, robiąc z siebie głupka. Wywrócił oczami. Jego Alfa nie miał za grosz wyczucia.

Akaashi cieszył się, że był cały i zdrowy, choć, gdy pozbierał się z ziemi i do nich podszedł, cuchnął dymem i był umazany sadzą.

- Książę? – spytał Iwaizumi.

Bokuto pokręcił przecząco głową.

- Kenma ma pomysł – wtrącił Akaashi, zwracając na siebie uwagę zebranych. – Książę Tooru dobrze zna lasy za klasztorem. Przez lata chodził tam na polowania. Jeśli udało mu się uciec, najprawdopodobniej właśnie tam się ukrył.

- Klasztoru już nie uratujemy – stwierdził Kuroo.

- Nie sądzę, żeby książę tam był – odezwał się Bokuto, drapiąc po policzku i jeszcze bardziej brudząc go sadzą. – Znalazłem kilka trupów w drodze do pokoju, który dali mu mnisi na czas jego pobytu. Ktoś poderżnął im gardła. Pożar zaczął się bliżej przejścia ze skrzydła na korytarz łączący z główną salą na drugim piętrze, bo do pokoju księcia jeszcze nie dotarł ogień, ale widać było ślady walki i krew. 

- Miejmy nadzieję, że masz rację – mruknął Iwaizumi. – Tak czy siak nie pozostaje nam nic innego jak przeczesać te lasy.

- To nie będzie takie proste – mruknął Sakusa, który do tej pory stał obok z niezręczną miną. – Są pełne bagien najeżonych ruchomymi piaskami. Ktoś, kto nie miał z nimi do czynienia, zostanie wciągnięty w mgnieniu oka.

- Ruchome piaski? – spytał Kuroo. – Co to takiego?

- Wciągają cię do środka. Trzeba umieć się z nich wydostać.

- Ty wiesz? – Miya spojrzał na Sakusę. Alfa skinął głową.

- Kto jeszcze? – Kuroo zmarszczył brwi.

- Ja – przyznał Akaashi. – I Kenma. Właściwie każdy z Aoba Johsai.

- Jakieś pomysły, Kuroo?

Alfa odetchnął i zamyślił się na chwilę.

- Stworzymy kilka dwuosobowych zespołów. Jeden z nas plus ktoś z Aoba Johsai. I zaczniemy przeszukiwać las. W tym czasie ktoś może ściągnąć więcej ludzi z zamku, którzy mogliby nam pomóc w poszukiwaniach. Hanamaki może zebrać osoby, które mogą nam pomóc. Wyglądał na bliskiego księciu.

- Jak damy znać pozostałym grupom, że udało nam się znaleźć księcia?

- Możemy wziąć trochę żaru – zaproponował Kenma. – Jeśli ktoś znajdzie księcia, wystrzeli płonącą strzałę w powietrze. Grupa, która to zauważy, odpowie tym samym, by zwrócić uwagę tych, którzy mogli ją przegapić. To będzie znak, że pora wracać.

Kuroo zagapił się na niego, a potem zagwizdał z uznaniem. Kenma spuścił głowę, rumieniąc się z zażenowania.

- Pójdę z Akaashim – zgłosił się od razu Bokuto.

- Ja pójdę z Kenmą – zarządził Kuroo – a Miya może pójść z Sakusą. Iwaizumi z Matsukawą i Yahaba z Kyoutanim.

- Zaraz wyślę kogoś z powrotem do zamku – zapowiedział Iwaizumi.

Podjechali konno, żeby było szybciej, a potem już na pieszo rozeszli się każda grupa w inną stronę. Akaashi poprosił Alfę, by szedł dokładnie za nim, nie chcąc ryzykować, że piaski go wciągną. Choć był pewny, że bez problemu zdołałby mu pomóc się wydostać, była to strata czasu, na którą nie miał ochoty.

- Jesteś pewny, że książę by tu uciekł? Ten las jest okropny.

- To oczywiste, Bokuto-san. Żyje tu mnóstwo mitycznych stworzeń, które tylko czekają, by pożreć twoją duszę – odparł sucho Akaashi.

Bokuto wciągnął gwałtownie powietrze.

- Poważnie?! – spytał z niedowierzaniem. Gdy coś zahukało w trawie, Alfa pisnął i złapał Akaashiego za rękaw, jakby bał się, że się rozdzielą i zostanie sam. Dosłownie deptał mu po piętach. – Akaashi, ale na poważnie?

Najsilniejszy wojownik w plemieniu, pomyślał po raz kolejny. Wywrócił oczami.

- Na poważnie.

- I nie boisz się, że któryś cię zaatakuje?

- Nie. One jedzą tylko alfy.

- AGHAAAASHIII!!!

Szli długie minuty, a Bokuto robił się coraz bardziej niespokojny. Akaashi zaczął żałować, że napędził mu strachu, bo Alfa nie przestawał zadawać pytań dotyczących tych mitycznych stworzeń, które mogą czyhać na niego w ciemnościach.

W pewnym momencie Bokuto kwiknął i niemal wskoczył Akaashiemu na plecy.

- Puszczaj moją nogę! Jestem za młody, żeby umrzeć!

Akaashi westchnął z irytacją, odpychając od siebie mężczyznę.

- Nikt nie trzyma cię za nogę – powiedział z irytacją.

- Coś mnie złapało za kostkę! – kłócił się Alfa. – Coś mokrego i oślizgłego i…

- Kei-ji?

Obaj zamarli. Akaashi spojrzał w dół. Las był ciemny i ponury, ale gwiazdy i księżyc rozświetlały go na tyle, że nie miał problemu z trzymaniem się tylko sobie znanej ścieżki. Tuż przy niej leżała skulona postać.


***

Zagapiłam się i zapomniałam dodać rozdział T.T

Mam nadzieję, że się podobał. Pozdrawiam ;)

P.S: Jeśli ktoś czyta po angielsku, zapraszam tutaj:

https://archiveofourown.org/works/33563503/chapters/83398738

Ta sama historia, inny język. Angielska wersja wyprzedza polską.


Komentarze

  1. Hej. Bokuto żeby nie było to po wejściu do domu nawet zapytał co u Akasshi ,a że ten nie odpowiedział no cóż...dostał to co chciał i poszedł spać Ogólnie działo się w tym rozdziale. Akcja się rozkręca coraz bardziej. Najbardziej podobał mi się ,,bankiet ,, w wydaniu Boku i jego kompanów impreza na całego ;) . Czekam na następny rozdział . Ps. Dobrze ,że sobie przypomniałaś o rozdziale już myślałam ,że będę musiała czekać do przyszłego tygodnia. Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prosimy o kolejny rozdział �� Opowiadanie cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Bokuto to taki duży dzieciak... jak Akaashi mógł go tak nastraszyć... bankiet wspaniały... no i Kuroo już się zainteresował Kenma, a Miya trafił na alfe ktory dał mu rad...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

A perfect mate [6/6]

A perfect mate [1/6]

A perfect mate [2/6]

When two forces clash [1/7]

A perfect mate [3/6]

A perfect mate [4/6]

When two forces clash [5/7]

To cheat the system [3/3]

A perfect mate [5/6]

"Wszystko albo nic" dostępne na Bucketbook!