When two forces clash [4/7]

- Oikawa! – Akaashi klęknął przy księciu, próbując ocenić jego stan. Oikawa pluł krwią, a z jego boku ostro sączyła się krew. - Musimy zatamować krwotok – zarządził. Zdjął wierzchnią szatę i, niemal od razu drżąc z zimna, zaczął delikatnie dotykać ciało przyjaciela, próbując ustalić jego obrażenia. – Bokuto-san, porwij to na w długie pasy, zrobimy z tego prowizoryczny opatrunek.

- Już się robi.

Akaashi słyszał, jak Bokuto gołymi rękami rozrywa na strzępy jego piękną tunikę.

- Co się stało? Kto to zrobił? – spytał.

- Pieprzony Ushiwaka – wysyczał Oikawa, krztusząc się krwią. – Nasłał na mnie cholernego zabójcę.

- Podpalili klasztor. To cud, że udało ci się uciec.

- Nie podpalili – odparł Oikawa. Akaashi wziął od Bokuto kilka pasków materiału i je związał, a potem ucisnął ranę i przewiązał materiał przez pas Omegi, by przytrzymać wszystko w miejscu. Oikawa jęknął z bólu. – W trakcie walki przypadkiem strąciłem pochodnię ze ściany i zapaliła się podłoga – wyjaśnił słabo. Chwilę później zemdlał.

Prawe kolano księcia było w opłakanym stanie. Akaashi usztywnił je dwoma patykami po bokach, a potem obwiązał ciasno materiałem.

- Musimy go stąd zabrać.

Bokuto nie trzeba było dwa razy powtarzać. Klęknął przy Oikawie i delikatnie wziął go na ręce. Głowa Omegi opadła do tyłu, ukazując w świetle księżyca zastygłą krew na jego brodzie i szyi.

Akaashi sięgnął do pasa, gdzie trzymał żar. Podpalił strzałę i strzelił w górę, chcąc dać w ten sposób znać innym, że udało im się znaleźć księcia. Po chwili zauważył, że kilka innych strzał pojawiło się w powietrzu, co oznaczało, że pozostałe grupy otrzymały ich wiadomość.

Drogę powrotną spędzili w ciszy. Na szczęście mięśnie Bokuto nie były tylko na pokaz i bez problemu zdołał wynieść nieprzytomnego Omegę z lasu, łapiąc tylko lekką zadyszkę.

Sakusa i Miya już na nich czekali.

- Połóż go na tył wozu – powiedział Miya. Bokuto zrobił to bez słowa protestu.

Miya wskoczył zaraz za nim.

- Omi-kun, poświeć mi.

Sakusa wdrapał się na wóz i klęknął po drugiej stronie księcia, trzymając pochodnię tak, by Miya mógł dokładnie obejrzeć rany.

- Dam radę zatamować krwotok w drodze do zamku. Tam mój brat będzie mógł się nim zająć. Jedziemy! – krzyknął do mężczyzny z przodu wozu. Ten podskoczył i ruszył.

- Miya-san jest medykiem? – spytał Akaashi.

Bokuto pokręcił przecząco głową.

- Jego brat kilka lat temu zainteresował się leczeniem na poważnie. Tsum-Tsum podłapał to i owo przez lata. Na pewno wie więcej niż którykolwiek z nas.

Chwilę później z lasu wyszedł Iwaizumi. Bokuto poinformował go, że Miya już zabrał księcia do zamku. Iwaizumi przekazał dowodzenie przy klasztorze Suguru, zostawiając mu grupę żołnierzy. Bokuto zaproponował, że zostanie i pomoże, ale Iwaizumi pokręcił głową.

- Suguru miał wolne przez ostatnich kilka dni, może się teraz tym zająć. Tobie i Kuroo należy się odpoczynek.

Jeszcze chwilę zajęło mu przekazanie rozkazów, a potem zwartą grupą wrócili do zamku. Iwaizumi od razu poszedł do pracowni medyka, by sprawdzić stan Oikawy. Akaashi i Bokuto wrócili do siebie. Ktoś musiał wydać rozkaz służbie, by przygotowali kąpiel, bo czekała na nich gorąca woda. Akaashi postanowił darować sobie kąpiel – wziął jedną przed bankietem – i nie za bardzo spocił się przez ostatnie godziny. Bokuto za to cały umazany był sadzą i przepocony. Na widok balii pełnej parującej wody oczy zaświeciły mu się z radości.

- Umyjesz mi plecy? – spytał sugestywnie, zrzucając buty i jednym ruchem zdejmując spodnie. Akaashi zarumienił się, odwracając taktownie wzrok i skinął mu na zgodę.

Bokuto rozebrał się do naga i usiadł w balii. Choć woda zakrywała go niemal w całości, mimo jego okazałej muskulatury, Akaashi i tak czuł się trochę nieswojo. Na szczęście akcja ratunkowa porządnie go wymęczyła, a woda przyjemnie odprężyła, bo siedział w ciszy, szorując swoje ramiona i tors. Akaashi w tym czasie delikatnie namydlał mu plecy, dokładnie ścierając wszelki brud, który się tak osadził.

- Myślisz, że z Tooru będzie wszystko dobrze? – spytał niepewnie. Martwił się o przyjaciela.

Bokuto wzruszył bezradnie ramionami.

- Pluł krwią, a to nigdy nie jest dobra oznaka – przyznał. – Rana na jego boku wyglądała poważnie, a kolano… - Alfa skrzywił się. – Osamu to dobry medyk. Jeśli ktoś może postawić go na nogi, to tylko on.

Akaashi chciał w to wierzyć z całych sił.

Gdy Bokuto skończył się kąpać, wytarł się niedbale w ręcznik i nago poczłapał do ich łoża. Do tej pory spał w bawełnianych rybaczkach ze ściągaczem w pasie i na końcu nogawek. Tym razem nie zadał sobie trudu, by je założyć.

Akaashi zagryzł dolną wargę. Korzystając z tego, że Alfa grzebał w swoim skórzanym plecaku, Omega zdjął tunikę i przebrał się w koszulę nocną. Czuł się nieswojo, idąc dobrowolnie do łóżka już zajętego przez Alfę. Do tej pory to Bokuto kładł się jako drugi, co dawało mu złudne poczucie, że to Alfa się do niego pcha i Akaashi nic nie mógł z tym zrobić. Teraz, kiedy role się zamieniły, Akaashi czuł się dziwnie bezsilny.

Ani trochę nie pomógł fakt, że gdy tylko się ułożył, zachowując jak największy dystans od Alfy, Bokuto magicznie migrował na jego stronę, opuszkami palców muskając jego bok. Akaashi westchnął w duchu. Milczał uparcie, leżąc jak kłoda z nadzieją, że Alfa się odczepi. Miał dość wrażeń, martwił się o przyjaciela i ostatnie, na co miał ochotę, to umizgi. Nie odważył się mu tego jednak powiedzieć, co Bokuto musiał odebrać jako zgodę. Sprzeciw raczej mało by zdziałał, biorąc pod uwagę to, że Bokuto był już na wpół twardy.

- Nie mogę się doczekać, by wziąć cię w rui – przyznał, gdy było już po wszystkim, a Akaashi jakimś cudem wylądował wtulony w bok Alfy, z głową opartą o jego szeroką pierś. Ręka Bokuto błądziła ostrożnie po jego nagich plecach. Akaashiemu zawsze łatwo robiły się siniaki. Kiedyś, gdy zaczynał przygodę z łukiem, strzelił sobie cięciwą w zgięcie łokcia i siniak rozlał mu się na kilkanaście centymetrów skóry. To, że mimo częstych zbliżeń Akaashi nie miał ani jednego, dowodziło, jak delikatnie Alfa się z nim obchodził. Że też te wielkie dłonie były w stanie okazać tyle czułości.

Szczerze mówiąc, sam chętnie przejechałby dłonią po umięśnionym torsie i brzuchu Alfy, ale nie miał odwagi. Nie sądził, by to wypadało, nawet jeśli Bokuto obmacywał go na każdym kroku, gdy byli sami. Z cichym westchnieniem Akaashi zamknął oczy, wtulając się w ciepłe ciało partnera.

Obudziło go łomotanie do drzwi. Iwaizumi chciał, by Akaashi natychmiast przyszedł do medyka, gdzie znajdował się książę. Omega ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że Bokuto ciągle jeszcze śpi, pochrapując cicho i śliniąc się lekko na poduszkę. Wzrok Omegi zjechał niżej, na jego odkrytego penisa, czerwonego i gotowego do działania. Z zaskakującą jak na siebie prędkością jak na tę porę ewakuował się z łóżka w nadziei, że Bokuto się nie obudzi. Poinformował spokojnie strażnika, że za chwilkę będzie gotowy, a potem ubrał się pospieszne i wyszedł z komnaty, zostawiając śpiącego Alfę samemu sobie.

Akaashi rozpoznał czekającego na niego Alfę. Był on wysoki i ciemnowłosy, ze skośnymi, kocimi oczami i śmiesznie ułożonymi włosami. Dzień wcześniej słyszał, że zwracano się do niego Suna.

Omega ukłonił mu się na przywitanie.

- Chodźmy, to dość pilne – powiedział Alfa, ruszając przed siebie. Nawet się nie obrócił, żeby sprawdzić, czy Omega za nim idzie.

Ani Komi, ani Konoha za nim nie poszli, więc Suna musiał być wysoko w hierarchii, jeśli mu pod tym względem ufali. Bokuto do tej pory nie pozwolił mu się ruszyć samemu na krok. Wydawało się, że tego typu zadanie było ponad kogoś takiego jak Suna, co po raz kolejny pokazywało całkowity brak hierarchii w plemieniu jego Alfy.

- Coś się stało? – odważył się zapytać po drodze. Skoro prowadzono go do medyka, musiało chodzić o Oikawę.

- Iwaizumi ci wszystko wytłumaczy – odparł Suna lakonicznie. Przez całą drogę nic więcej nie powiedział, a i Akaashi nie pytał.

Już z daleka słychać było wrzaski i płacz oraz dźwięk przedmiotów uderzających o podłogę. Akaashi przestraszył się, że ktoś robi krzywdę księciu. Gdy jednak stanął w drzwiach pracowni medyka, zobaczył, że sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

Tooru leżał na jedynym łóżku w pomieszczeniu, z nożem w ręce, przyłożonym do swojej krtani, i łzami cieknącymi mu po policzkach. Był trupio blady, spocony i oddychał ciężko. Iwaizumi stał w nogach łóżka, z rękami uniesionymi w obronnym geście. Policzek miał draśnięty dość głęboko, o czym świadczyła płynąca po policzku krew. Znajdujące się obok łóżka przybory lekarskie leżały rozrzucone po podłodze, razem z potłuczoną ceramiczną miseczką i kubkiem. Oprócz króla w środku znajdował się jeszcze Kuroo, dwóch nieznanych mu żołnierzy oraz Omega, którego Akaashi wziąłby za Miyę, gdyby nie jego szare włosy i blizna zaczynająca się na jego kości policzkowej i kończąca gdzieś we włosach.

- Mogę go obezwładnić – powiedział Omega spokojnie, nie spuszczając wzroku z księcia.

- Nie ma takiej potrzeby. – Iwaizumi cały czas patrzył na Oikawę. – Jestem pewny, że książę Tooru ma choć odrobinę oleju w głowie i odłoży ten nóż.

- Tooru!

Oikawa obrócił głowę i wciągnął głośno powietrze, robiąc przy tym wielkie oczy.

- Aka-chan! Ty żyjesz!

Akaashi uniósł brwi. Najwyraźniej nawet na łożu śmierci Oikawa był pełen dramatyzmu.

- Czemu miałbym nie żyć? – spytał, wchodząc do pomieszczenia. – Co tu się dzieje?

- Właśnie tłumaczyłem naszemu małemu uzurpatorowi – oko króla drgnęło, gdy usłyszał „mały” – że prędzej PIEKŁO ZAMARZNIE NIŻ POZWOLĘ MU SIĘ DOTKNĄĆ CHOĆBY KIJEM OD SZCZOTKI!

Kuroo aż drgnął, słysząc ten nagły wybuch. Sobowtór Miyi sięgnął do pasa, na co Oikawa od razu przycisnął czubek noża bliżej krtani.

- A, a, a! Nie radzę. – Jego głos brzmiał poważnie i groźnie. Nóż przebił delikatnie skórę, znacząc ją kilkoma kroplami krwi.

- Chcę ci tylko pomóc – kłócił się Iwaizumi.

- Ależ oczywiście, Iwa-chan! Biegnę w podskokach z radości!

Iwaizumi aż cały poczerwieniał na twarzy ze złości.

- Akaashi – odezwał się Alfa swoim głębokim głosem. Pobrzmiewała w nim groźna nuta, jakby Alfa był na granicy wytrzymałości. – Wyjdziemy stąd i zostawimy cię z księciem. Wytłumacz mu, że sparowanie się ze mną to jedyna szansa na uniknięcie kalectwa i postawienia królestwa na nogi. I nawet się nie kłóć, Gównokawa! – Oikawa wciągnął głęboko powietrze, słysząc tę dziecinną obelgę. – Twój cenny medyk chciał ci uciąć nogę!

Akaashi wzdrygnął się na samą myśl o tym. Kalectwo w ich kulturze było niezwykle źle widziane. Ludzie wierzyli, że to bogowie karali nieszczęśnika za jego grzechy, zsyłając na niego nieszczęście. W oczach ludu kaleki książę był nic niewart.

Iwaizumi wskazał reszcie swoich ludzi, by opuścili pomieszczenie, a potem sam skierował się do drzwi. Oikawa wystawił mu język, ciągle przykładając nóż do swojej szyi. Gdy tylko reszta wyszła, zamykając za sobą drzwi, Oikawa odetchnął głęboko i odłożył nóż.

- Co ty wyprawiasz? – spytał Akaashi. Podszedł do przyjaciela i objął go ostrożnie. Oikawa od razu odwzajemnił uścisk, oznaczając go swoim zapachem. – Jak się czujesz?

- Jakby moje życie się kończyło – wyjęczał Oikawa, opadając ciężko na poduszkę. Wyglądał, jakby każdy najdrobniejszy ruch sprawiał mu wyzwanie. Akaashi nie odważył się spojrzeć na jego kolano, które leżało wsparte o poduszki. – Pachniesz inaczej. Oznaczyli cię.

Akaashi skinął, odsuwając się lekko. Książę zagryzł dolną wargę, patrząc na ślad po zębach odcinający się na tle jego bladej skóry.

- Spodobałem się jednemu z generałów – wyznał spokojnie. – Oznaczył mnie tego samego dnia, kiedy przejęli zamek.

- Cholerni jaskiniowcy! – wycedził Oikawa.

Zapadła cisza.

- Co zamierzasz zrobić? – spytał Akaashi po dłuższej chwili. – Twoje kolano…

- Zamierzam dołożyć wszelkich starań, by Iwa-chan gorzko pożałował, że kiedykolwiek postawił nogę na moich ziemiach. – Oikawa wydął usta. Był wyraźnie sfrustrowany i poirytowany, przez co wyglądał jak obrażone dziecko. Zawahał się, po czym spytał niepewnie: - Bolało?

Nie musiał pytać, co Oikawa miał na myśli.

- Odrobinę – przyznał Akaashi. – Na pewno nie tak, jak twoje pogruchotane kolano. Co ci się stało?

- Drań Ushiwaka. To się stało. Jeden z jego ludzi próbował mnie zabić. Udało mi się go rozbroić, a potem wyskoczyłem z trzeciego piętra. Prawą stopą trafiłem na kamień. – Pokręcił głową. – Iwa-chan chce, żebyśmy się związali. Chce, by jego siła witalna uleczyła moje obrażenia.

Akaashi zdębiał.

- Powiedział, że pozwoli ci się oznaczyć?

Oikawa skinął niechętnie.

- Zamierzasz się zgodzić?

Książę prychnął z irytacją.

- A mam inne wyjście? W ranę wdało się zakażenie. Do jutra zabije mnie gorączka. Więc jak było?

- Czemu więc mu się tak stawiasz?

- Niech poczuje, że żyje, dupek jeden – wycedził. – Cholerna Izba Lordów, cholerny Iwaizumi i cholerny Ushiwaka! – Pod koniec już niemal krzyczał. Chwilę później po jego policzkach płynęły gorzkie łzy, a on zanosił się płaczem. – Przez tych kretynów pokonała nas banda jaskiniowców.

Akaashi złapał go za dłoń i ścisnął lekko.

- Wszystko będzie dobrze – powiedział uspokajająco. – Iwaizumi-san nie zrobi ci krzywdy. Parowanie się to nic w porównaniu z bólem, który musisz czuć przez kolano i ranę na boku.

- Zawsze mogę rzucić się z wieży – pocieszał się książę, pociągając głośno nosem.

- Jeśli ktoś jest w stanie to przetrwać, to tylko nasz książę – stwierdził Akaashi szczerze dla podniesienia przerażonego Omegi na duchu.

- Jakieś ostatnie rady, zanim ten barbarzyńca dobierze się do miejsc, których jeszcze nikt nie widział?

Choć głos Oikawy brzmiał sarkastycznie, Akaashi wiedział, że pyta poważnie.

- Nie stawiaj mu się.

- To bardzo kiepska rada, Aka-chan.

- To jedyna, jaką mam. – Akaashi wstał ze swojego miejsca i nachylił się do Oikawy, ocierając się nosem o jego szyję. Chciał zostawić na nim swój zapach, by trochę go uspokoić. Sam był przerażony, gdy Bokuto prowadził go do ich komnaty z zamiarem pokrycia go. Mógł sobie tylko wyobrażać, jak straszne musiało to być dla Oikawy, rannego i bezbronnego, zdanego na łaskę uzurpatora, który podbił jego królestwo. – Jesteś silny. Będzie dobrze.

Oikawa zamknął oczy, pozwalając kolejnym łzom spłynąć po jego policzkach.

Akaashi czuł ogromną frustrację, ale wiedział, że nie może mu pomóc. To był cud, że Iwaizumi chciał się z nim związać w ten sposób, zwłaszcza znając zwyczaje ich plemienia.

Gdy wyszedł na zewnątrz, Iwaizumi i sobowtór Miyi spojrzeli na niego niemo. Iwaizumi uniósł pytająco brwi.

- Książę Tooru pozwoli się oznaczyć – przyznał cicho. Iwaizumi odetchnął z wyraźną ulgą.

- Nie zwlekaj zbyt długo – rzucił sobowtór Miyi. – Im dłużej toczy go zakażenie, tym więcej energii z ciebie wyciągnie. Zostawiłem ci na stoliku słoik z lubrykantem. Nie sądzę, by zrobił się zbyt mokry z takimi obrażeniami.

Akaashi zarumienił się, słysząc jak tak po prostu o tym dyskutują na środku korytarza. I to jeszcze Omega z Alfą! Zagryzł dolną wargę, szukając drogi ucieczki. Jednocześnie nie wiedział, czy mógł się oddalić, czy nie. Iwaizumi był zbyt zajęty problematycznym księciem by martwić się tym, że zostawili go bez eskorty. Alfa po chwili zniknął za drzwiami gabinetu medyka, a sobowtór Miyi minął go i odszedł bez słowa. Akaashi postanowił wrócić do komnat z nadzieją, że Bokuto już pozbył się wzwodu.

Gdy przechodził przez dziedziniec, jego wzrok automatycznie powędrował do grupy żołnierzy, który ćwiczyli w parach. Było ich co najmniej kilkudziesięciu. Zauważył sporo kobiet i pokaźną grupę omeg. W ich królestwie byłoby nie do pomyślenia, by omegi walczyły lub zaciągnęły się do armii. Nikt by się na to nie zgodził. Jakim więc cudem sąsiedni land mógł być tak postępowy? Akaashi nie miał pojęcia, w jakich warunkach musieli żyć ci ludzie, by ich kultura ewoluowała w taki sposób.

- A więc to ciebie rucha Koutarou?

Akaashi zamrugał i obejrzał się na stojącą za nim kobietę. Było stosunkowo niska – sięgała mu jedynie do ramienia – a jej twarz okalała burza jasnobrązowych loków. Jej ciemne oczy lustrowały go uważnie. Ubrana była jak pozostałe kobiety walczące kilka metrów dalej, w białą koszulkę bez rękawów i brązowe bryczesy kawaleryjskie, który w okolicach kolan niknęły w żołnierskich butach. Na rękach miała długie stalowe bransolety, które zakrywały jej skórę od nadgarstka aż po łokieć. Zarysowania na nich musiały powstawać podczas walki i zapewne nosiła je w celu ochrony. W ręce trzymała niedbale miecz jak dziecko zabawkę.

Widząc, że zdołała zwrócić na siebie jego uwagę, uśmiechnęła się złośliwie.

- Satou Sakumi– przedstawiła się. – Ty musisz być Akashi.

- Akaashi – poprawił spokojnie. Skłonił się lekko, jak nakazywał obyczaj.

Kobieta uniosła tylko jedną brew.

- Daruj sobie te głupie zwyczaje – powiedziała lekceważąco. Zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów i skrzywiła się. – Kompletnie nie rozumiem waszej chorej kultury. Jesteś dobry w czymkolwiek poza rozkładaniem nóg? Choć sądząc po waszej pruderyjności, pewnie nawet tego nie umiesz – krytykowała bezlitośnie. Akaashi tylko na nią patrzył, nie rozumiejąc, kim jest ani czego od niego chce.

- Mogę ci w czymś pomóc? – zapytał spokojnie, kompletnie ignorując wszystkie obelgi, które skierowała w jego stronę.

Sakumi wywróciła oczami.

- Już nie udawaj takiego świętoszka. Więc? Jak ci się podoba Koutarou w łóżku? Sama go wszystkiego nauczyłam.

Koutarou? Brzmiało znajomo. Jako że w całym swym życiu był tylko z jednym Alfą, Sakumi musiała mówić o Bokuto. To z kolei oznaczało, że stojąca przed nim kobieta musiała być jego kochanką.

Akaashi tylko na nią patrzył z kamienną twarzą. Czasami brak reakcji był lepszy niż najbardziej cięta riposta. To koncept, którego Tooru nigdy nie potrafił zrozumieć, a w egzekwowaniu którego Kenma nie miał sobie równych.

- Nie ma co się tak spinać – burknęła, niezadowolona z tego, że nie udało jej się go sprowokować. Uśmiechnęła się sztucznie. – Pomyślałam, że powinniśmy się poznać, skoro niedługo będziemy się nim oficjalnie dzielić. – Akaashi przełknął ciężko ślinę. Niestety nie umknęło to jej uwadze. – Och, nie wiedziałeś? Koutarou niedługo mnie oznaczy. Obiecał mi już wieki temu. Ale to dla ciebie dobra wiadomość, nieprawdaż? Nie jesteś zbyt chętny, by zadowolić go w łóżku, sam mi powiedział. Chętnie zadbam o to, by nasz Alfa był zaspokojony.

Akaashi miał ochotę na nią zawarczeć jak zwierzę i powiedzieć, by trzymała się od jego Alfy z daleka. Głos jednak uwiązł mu w gardle na myśl, że Bokuto powiedział jej coś takiego. Poczuł się zdradzony tym, że Bokuto rozpowiadał innym takie rzeczy. To, co działo się za zamkniętymi drzwiami ich komnaty, powinno zostać tylko pomiędzy nimi. Nie mógł uwierzyć, że Bokuto poskarżył się na niego  i to w dodatku swojej kochance.

Sakumi parsknęła, rzucając mu jeszcze jeden uśmieszek i wróciła na dziedziniec, dołączając do grupki ludzi.

Z sercem w gardle wrócił do ich komnaty. Ręce mu lekko drżały. Sama myśl o upokorzeniu, jakie go niedługo czekało, chciało mu się płakać.

Rzucenie się z wieży nagle nie brzmiało już tak dramatycznie jak wtedy, gdy rozważał to Tooru.


***

Trochę melodramatu, bo czemu nie :D

Osoby, które czytają po angielsku, zapraszam tutaj:

Dajcie znać co myślicie i do nastepnego!

Pozdrawiam :)


Komentarze

  1. Hej. Biedny Akasshi , ale myślę ,że to wredne babsko chce namieszać w jego główce ,i że tak naprawdę kłamie. Bynajmniej mam taką nadzieję . Co do księcia to już go lubię. Walczy choć wie ,że przegra ,ale to nie jest w tym momencie ważne. Trochę dramy musi być :) bynajmniej nie coś się dzieje:) . Rozdział super. Już się nie mogę doczekać kolejnego. Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że trafiłam na Twojego nowego bloga ❤️ Brakowało mi Twojej twórczości i pochłonęłam wszystko na raz, teraz czekam na kolejne części ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Kiedy będzie następny rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ale charyzmę ma nasz książę, Iwazumi wyprowadzony wręcz z równowagi a ta Satoru mnie wkurzyla...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

A perfect mate [6/6]

A perfect mate [1/6]

When two forces clash [1/7]

A perfect mate [2/6]

A perfect mate [3/6]

A perfect mate [4/6]

To cheat the system [3/3]

A perfect mate [5/6]

When two forces clash [5/7]