Wen two forces clash [7/7]

Kolejne tygodnie minęły jak we śnie. Związek z Bokuto kwitł. Większość dnia spędzali w sali obrad, gdzie wspólnie próbowali stworzyć dom dla ludzi z królestwa i plemion. Akaashi dostał miejsce w Izbie po swoim ojcu, podobnie jak Kenma i Sakusa po swoich. Z plemienia do Izby wybrano Kuroo i Miyę. Pozostałe siedem miejsc jeszcze nie obsadzono, choć zarówno Oikawa, jak i Iwaizumi mieli swoich kandydatów.

Nawał pracy w ciągu dnia i pełen pasji seks w ciągu nocy mocno odbił się na Akaashim. Nieprzyzwyczajony do tak dużego natłoku obowiązków miał coraz większy problem, by zwlec się z łóżka. Gdy Bokuto szturchał go rano za ramię, miał ochotę odgryźć mu rękę. W dodatku zaczął jeść za pięciu i przy stole wojownicy robili już zakłady, ile wciśnie w siebie danego dnia. Gdy zasnął jednego dnia przy obradach, ku uciesze innych i swojemu zażenowaniu, postanowił pójść do medyka i poprosić go o coś, co pomoże mu przetrwać najbliższe tygodnie morderczej pracy.

Osamu karmił akurat swojego dwuletniego syna, więc Akaashi zostawił go w spokoju i zajął łóżko w jego gabinecie. Jego oczy samoistnie się zamknęły, gdy tylko przyłożył głowę do poduszki.

- Wszystko w porządku? – spytał szeptem Osamu, kołysząc dziecko w ramionach.

Akaashi wymamrotał ledwo tylko niezrozumiale w odpowiedzi:

- Osamu-san, powiedz, że masz jakiś magiczny specyfik, który pomoże mi wytrzymać tempo tych wszystkich pracoholików…

Akaashi był arystokratą, ale to nie oznaczało, że nie znał pojęcia ciężkiej pracy. Jako dziecko spędzał całe godziny pod okiem prywatnych nauczycieli oraz trenerów. Chyba jednak się starzał, skoro ostatnimi czasy zwyczajnie… nie nadążał.

Osamu spojrzał na niego z rozbawieniem. Widząc, że jego syn śpi, odłożył go do kołyski i nakrył kocem, a potem podszedł do Akaashiego i położył mu rękę na czole.

- Więc jesteś zmęczony? – spytał, odgarniając mu loki z czoła.

- Bokuto jest bardzo zdeterminowany, by nie dawać mi zbyt długo pospać – burknął z lekką irytacją. Jego Alfa był nienasycony w łóżku, co chwilę pytając „możemy jeszcze raz, możemy?!”. I był porannym potworem, który funkcjonował na pełnych obrotach od chwili otwarcia oczu do momentu ich zamknięcia. Akaashi czuł, że ich potomstwo w przyszłości będzie trudne do okiełznania. – Całymi dniami próbujemy jakoś ogarnąć chaos w naszym królestwie. Jest nas tam chyba po prostu za dużo, bo w niczym nie możemy się zgodzić.

- Jakoś mnie to nie dziwi – odparł Osamu. – Tworzycie mieszankę wybuchową. Więc? Uprawiasz z Bokuto regularnie seks?

Akaashi otworzył jedno oko i spojrzał na niego beznamiętnie.

- To ma jakieś znaczenie?

Osamu zaśmiał się.

- Niekoniecznie, byłem ciekawy, jak zareagujesz.

- Znasz Bokuto. Możesz sam sobie odpowiedzieć na to pytanie.

- Prawda. Więc? Coś jeszcze prócz zmęczenia?

- Wilczy apetyt. Atsumu już ci pewnie powiedział, że wyczyszczę z talerzy wszystko, co stanie mi na drodze. Łapią mnie też skurcze brzucha.

Osamu zmarszczył brwi. Przez chwilę patrzył na niego z zastanowieniem. Mrucząc pod nosem, podszedł do regału z różnymi lekami i witaminami. Przez chwilę tam szperał, a potem wrócił. Wyciągnął z pudełka patyczek.

- Otwórz usta – polecił.

Akaashi zmarszczył brwi, kiedy Osamu wsunął mu patyczek pod język i chwilę nim poruszał na boki, a potem go wyciągnął. Patyczek zmienił kolor z białego na zielony.

- To powinno się zrobić zielone? – spytał niepewnie. Nigdy wcześniej nie widział ani nie słyszał o takich patyczkach.

Osamu nie wyglądał na zmartwionego, co trochę go uspokoiło. Choć wydawało się to mało prawdopodobne, nie chciał wykluczać śmiertelnej choroby. Jego mama czuła się dobrze do momentu, aż poczuła się… źle, a kilka tygodni później już jej z nimi nie było.

- Tak, wszystko z tobą w porządku – odparł Omega z błyskiem w oku. – Jesteś przemęczony, za dużo pracujesz. Dam ci trochę witamin na wzmocnienie. Przez najbliższe dwa tygodnie powinieneś dłużej spać i brać mniejszy udział w posiedzeniach. Przyjdź tutaj po kolacji z Bokuto. Chciałbym mu osobiście przekazać twoje zalecenia i upewnić się, że nie będzie w żaden sposób próbował ich obejść.

Akaashi westchnął, niechętnie zbierając się z łóżka. Wziął od Osamu kilka różnych buteleczek wraz z rozpiską, kiedy i co wziąć. Podziękował mu cicho i opuścił pomieszczenie.

Choć uwielbiał spędzać lato w stolicy, nie mógł się już doczekać momentu, aż wrócą na jego rodzime ziemie. Skoro jego ojciec miał już nie być oficjalnie głową rodu, czekała ich ostra przeprawa przez pozałatwianie wszystkich formalności i wdrożenie Bokuto w życie szlachcica. Było jeszcze tyle rzeczy, które jego Alfa musiał się nauczyć…

Zamyślony szedł obok dziedzińca, na którym spora grupa wojowników ćwiczyła walkę wręcz. Akaashi wielokrotnie widział wśród nich Atsumu i Sakusę, którzy się o coś pojedynkowali. Nikt nie wiedział, o co się zakładają, ale wszyscy doszli do wniosku, że musiało chodzić o jakieś przysługi w łóżku. Znając Miyę, Akaashi wolał nie pytać.

Jedna z wojowniczek zauważyła go przyglądającego się walkom mimochodem i wyprostowała się gwałtownie. Akaashi zmarszczył brwi, gdy zobaczył, że schowała miecz, mówiąc coś do swojego przeciwnika, a potem sprężystym krokiem skierowała się w jego stronę. Szybko rozpoznał w niej Omegę, która wcześniej zaczepiła go w tym samym miejscu. Akaashi nie był pewny, co o niej myśleć, choć nie mógł powiedzieć, że pałał do niej szczególną sympatią. Zdawała się lubić Bokuto, a on ani myślał się nim dzielić.

- Masz dobre wyczucie czasu, miałam cię szukać po obiedzie – powiedziała na przywitanie, uśmiechając się szeroko. Wyglądała na mocno z siebie zadowoloną i Akaashi mimowolnie spiął się w oczekiwaniu na konfrontację. Strażnicy Bokuto już nie chodzili za nim krok w krok. Jego pozycja jako partnera Bokuto została ugruntowana przez minione tygodnie. Nikt nie śmiałby go tknąć.

Sakumi, bo tak miała na imię stojąca przed nim Omega, miała najwyraźniej inne plany.

- Koutarou chce mnie oznaczyć – oznajmiła dumnie. Była bardzo z siebie zadowolona. Kilka omeg, które stały w pobliżu i przysłuchiwały się ich rozmowie, patrzyło na nią z zazdrością. – To tylko formalność, ale muszę spytać, rozumiesz… Czy akceptujesz mnie jako partnera więzi?

Akaashi popatrzył na nią bez wyrazu. Nie dał po sobie poznać, jak mocno poruszyła go ta wieść. Do tej pory spychał na dalszy plan myśl, że kiedyś przyjdzie mu się zmierzyć z taką sytuacją. Bokuto wydawał się zadowolony z ich związku. Akaashi nauczył się zadowalać go w łóżku i choć czasami irytowało go, jak często Bokuto chciał go mieć, nie odmawiał mu zbliżeń choćby nie wiem co. Bokuto zawsze chętnie spełniał jego zachcianki i polecenia, robiąc wszystko, by go zadowolić, więc Akaashi chciał odwdzięczyć mu się tym samym. Bokuto zasługiwał na oddanego i dbającego o niego partnera.

Zamiatanie problemu pod dywan nigdy nie było dobrym pomysłem, pomyślał. Westchnął cicho i przetarł twarz dłonią. Był tak cholernie zmęczony. Ostatnie, na co miał ochotę, to się z nią użerać.

Ale z tego, co zdążył się nauczyć na temat plemion, nie miał wyjścia. Sakumi rzuciła mu bezpośrednie wyzwanie. Przy świadkach. Akaashi nawet nie wiedział, że ona i Bokuto ze sobą rozmawiali – prawie cały czas Bokuto był przy jego boku, kiedy on znalazł na to czas? – a co dopiero zamierzali się związać.

- Nie – odparł beznamiętnie. Mówiąc to, patrzył jej prosto w oczy. – Zdecydowanie nie.

Sakumi uniosła brwi. W jej brązowych oczach malowało się jawne zaskoczenie.

- Niezaakceptowanie mnie oznacza rzucenie mi wyzwania – przypomniała. Patrzyła na niego jakby był niespełna rozumu i w sumie się jej nie dziwił. Taki pojedynek oznaczał walkę na śmierć i życie. Sakumi latami szkoliła się w walce, podczas gdy Akaashi nie miał o niej najmniejszego pojęcia.

- Nie będę brał w tym udziału. Nie będę się dzielił ani Alfą, ani majątkiem przodków, ani tytułem, który należy się tylko i wyłącznie moim potomkom. Jeśli Bokuto-san chce oznaczyć ciebie lub kogokolwiek innego, proszę bardzo, ale beze mnie.

Coraz więcej wojowników zbierało się dookoła, zainteresowanych całą sytuacją. Sporo szeptało między sobą. Większość nie wierzyła, że ktoś odważył się rzucić Sakumi wyzwanie. Omegi zwykle unikały takich pojedynków. Gdy stawało się jasne, że w starciu nie mają szans, dawały za wygraną. Musiało im bardzo zależeć na Alfie, żeby porwały się na takie starcie.  

- Czyli… chcesz walczyć – stwierdziła, podpierając się pod boki. – Aż tak spieszno ci na drugą stronę?

- Wolę umrzeć niż dać się upokorzyć w ten sposób – odparł spokojnie.

Na twarzy Sakumi wykwitł pełen zadowolenia uśmiech. Musiała zdać sobie sprawę, że pojedynek oznaczał pozbycie się konkurencji. Po zabiciu Akaashiego mogła mieć Bokuto tylko dla siebie. Oczywiście tak długo, jak ktoś nie odważy się rzucić jej wyzwania.

- W porządku. Przyjmuję wyzwanie – zgodziła się chętnie. – Będę nawet tak uprzejma i pozwolę ci wybrać broń.

Łuk niestety nie wchodził w grę, nie w pojedynku bliskiego zasięgu.

Nie miało to zresztą wielkiego znaczenia.

- Miecz.

Praktycznie wszyscy na dziedzińcu dołączyli już do zbiorowiska. Wokół niego i Sakumi utworzyło się spore koło gapiów.

- Sakumi, jesteś pewna? – odezwała się jedna Omega z tłumu. – On nie jest jednym z nas. Powinniśmy zawołać chociaż jednego z generałów na świadka pojedynku.

- Nie bądź śmieszna – zbyła ją Sakumi, wyciągając miecz z pochwy. – Jest tutaj kilkadziesiąt osób. To wystarczająco duża ilość świadków. Niech ktoś da mu miecz! Zobaczymy, z jakiej jest ulepiony gliny.

Po chwili wahania jeden Beta wyszedł z szeregu i podał mu swój miecz. Akaashi z ulgą zobaczył, że mężczyzna był mniej więcej jego postury, dzięki czemu jego miecz nie był przesadnie ciężki. Akaashi zacisnął palce na rękojeści, ważąc go w dłoni. Gdy uniósł głowę, jego brwi zmarszczyły się w skupieniu.

Nie zdążyłem pożegnać się z Kenmą i Tooru, pomyślał strapiony.

Sakumi wykonała nieokreślony ruch ręką, każąc mu zacząć, ale Akaashi ani drgnął. Gdy kobieta zdała sobie z tego sprawę, sarknęła z irytacją i sama przystąpiła do ataku.

Była szybka i zaskakująco silna. Gdy ich miecze po raz pierwszy z brzękiem uderzyły o siebie, Akaashi ledwo zdołał go utrzymać w ręce. Siłę uderzania odczuł poprzez wibrującą mu w ręce rękojeść, która wywołała nieprzyjemne odrętwienie. Mimo to zacisnął mocniej palce i zagryzł zęby. Nie zamierzał się poddać bez walki.

Udało mu się uniknąć drugiego ciosu i uchylić przed trzecim. Czwarty już jednak go trafił, rozcinając mu rękaw i raniąc lewą rękę. Syknął z bólu, odsuwając się na bezpieczną odległość. Tylko dzięki krążącej w żyłach adrenalinie ból był znośny.

- Rzucanie mi wyzwania to wielki błąd – orzekła Sakumi. Wiedziała, że Akaashi nie umie walczyć, ale nie lekceważyła go, co odbierało mu jakiekolwiek szanse na wygraną.

Po kilku wymianach ciosów Sakumi odetchnęła i przystąpiła do ataku. Zdał sobie sprawę, że wcześniej musiała go oceniać. Dlatego atakowała raczej ostrożnie i na różne sposoby, szukając dziur w jego defensywie. Gdy znalazła słabości, które mogła wyeksploatować, postanowiła przystąpić do właściwego ataku.

Akaashi zdołał uniknąć ataku mieczem, ale kopnięcia z półobrotu zupełnie się nie spodziewał. Potknął się i przewrócił, upuszczając miecz. Sakumi zamachnęła się z krzykiem. Przeturlał się w bok, uciekając przed śmiertelnym ciosem, ale pozostał zupełnie bezbronny na jej pozostałe ataki. Kolejne cięcie ześlizgnęło się po jego obojczyku. Gdyby trafiła go choć kilka cali wyżej, podcięłaby mu gardło.

Jakoś zdołał pozbierać się z ziemi, ale Sakumi nie dała mu szansy sięgnąć po miecz. Kolejny cios mocno ranił jego bok. Sakumi zamachnęła się jeszcze raz, tym razem obierając sobie za cel jego udo. Akaashi czuł, jak ostrze przecina głęboko jego skórę, pozbawiając go równowagi. Przewrócił się, odruchowo uciskając ranę. Wystarczyła chwila, by cała jego ręka była zbroczona krwią.

Sakumi nie dała mu nawet chwili. Z triumfującym uśmiechem zamachnęła się z zamiarem zakończenia walki.

Strzała przecięła powietrze ze świstem, przebijając jej krtań. Sakumi otworzyła usta na kształt O. Z jej ust wydobył się rzężący dźwięk w akompaniamencie krwi. Potem padła na ziemię i znieruchomiała.

Akaashi zakaszlał, czując krew w ustach. Słyszał, że dookoła panuje poruszenie. Ktoś poklepał go po twarzy. Przed oczami rozmazywał mu się Miya. Coś do niego mówił, ale Akaashi był zbyt zdezorientowany, by go zrozumieć.

- …shi!! A…i? Sł… ie? He…

Potem nastała ciemność.

Obudziły go podniesione głosy dobiegające zza drzwi.

- …że się dobrze dogadujecie? Co się stało?! – Wzburzony głos Iwaizumiego nie pozostawiał złudzeń, że jest wściekły i zdenerwowany. Odpowiedziała mu cisza. – To jakiś żart! Akaashi jako jeden z niewielu spokojnie zaakceptował partnera z naszego plemienia.

- Obudziłeś się – powiedział ktoś. Akaashi obrócił głowę i zobaczył, że na krześle obok łóżka siedzi Osamu. – Miałeś dużo szczęścia. Gdybyśmy z Tsumu pojawili się choć sekundę później, Sakumi by cię zabiła.

Iwaizumi nadal krzyczał za drzwiami. Po głosie Akaashi rozpoznał jeszcze Bokuto oraz Atsumu. Wydawało mu się, że jest tam jeszcze Kuroo, ale nie był pewny, bo ostatni głos był spokojny i próbował jakoś załagodzić konflikt.

- Dlaczego się wtrąciliście? – zapytał apatycznie, patrząc na Omegę z niezrozumieniem. – Myślałem, że takie walki są u was na porządku dziennym.

- Omegi w ciąży są nietykalne. Miałem prawo ją zabić w twojej obronie.

Akaashi wciągnął gwałtownie powietrze.

- W c-ciąży?

Osamu skinął głową.

- Zgodnie z tradycją Alfa powinien dowiedzieć się jako pierwszy od medyka lub Omegi, jeśli ta zorientuje się sama. Postąpienie inaczej to zły omen. Osobiście w to nie wierzę, ale nie chciałbym ściągnąć na waszą rodzinę nieszczęścia. Tsumu by mnie ukrzyżował.

- Więc…

Drzwi otworzyły się ze zgrzytem, przerywając mu. Atsumu zajrzał do środka. Na widok Akaashiego jego twarz się rozpromieniła.

- Och, wróciłeś do świata żywych – rzucił. Wszedł do środka i zamknął za sobą niedbale drzwi. – Najwyższa pora. Zaczynaliśmy się o ciebie niepokoić.

- Jak Iwaizumi? – spytał Osamu.

Atsumu westchnął.

- Zły jak osa – odparł. Usiadł po drugiej stronie łóżka Akaashiego. Omegi zwykle siedziały prosto, ze złączonymi nogami i rękami spoczywającymi luźno na udach. Atsumu siedział z nogami rozsuniętymi jak Alfa i łokciami wspartymi o kolana. Znak na szyi tylko dodał mu animuszu i pewności siebie.  – Wyczyn Akaashiego rozniósł się po mieście lotem strzały. Wielu osobom nie spodobało się, że ktoś śmiał podnieść na niego rękę, bez względu na to, jakie mamy tradycje. W wielu przypadkach doszło do rękoczynów. – Atsumu skrzywił się. – To nie odbije się dobrze na relacjach pomiędzy ludźmi z królestwa i naszym plemieniem.

- Gdzie jest Bokuto? – spytał Osamu.

Akaashi wyprostował się lekko, słysząc to pytanie. Sam chciał to wiedzieć.

Atsumu wzruszył ramionami.

- Siedzi gdzieś pod stołem. Wpadł w jeden z tych swoich nastrojów. – Atsumu pokręcił głową. – Trochę minie, nim się uspokoi.

- Jest na mnie zły? – zapytał Akaashi niepewnie.

- Za co miałby być zły?

- Alfy nie lubią, gdy ktoś się im sprzeciwia. – Aż za dobrze o tym wiedział. Widać to było choćby po tym, jaki stosunek miał do niego jego własny ojciec, który kochał go i troszczył się o niego, ale jednocześnie był przekonany, że Omegi nie miały prawa głosu. Gdy Akaashi sprzeciwił mu się w kwestii związku z lordem Sakusą, został surowo ukarany. – A ja się sprzeciwiłem i narobiłem mu wstydu.

Atsumu prychnął.

- Chyba żartujesz. Tylko dlatego, że bawią się w porównywanie, kto ma większego fiuta, nie oznacza, że my mamy przez to cierpieć. Miałeś pełne prawo do tego, by się nie zgodzić.

- To nie w stylu Bokuto – dodał Osamu. – Pewnie mu głupio, że stała ci się krzywda.

Akaashiemu ciężko było w to uwierzyć.

Bliźniaki jeszcze przez chwilę droczyli się z nim, że niedługo będzie miał pełne ręce roboty z Bokuto juniorem. Niedługo później zobaczyli, że Akaashi im zasypia, więc wyszli z pomieszczenia, żeby dać mu odpocząć.

Akaashi był zmęczony, ale nie mógł zasnąć. To, że Bokuto nawet do niego nie zajrzał, zabolał mocniej niż się spodziewał. Przeszło mu nawet przez myśl, że może Bokuto już go nie chce, skoro sprawiał więcej kłopotów niż zapewne był wart.

Długo się kręcił, nie mogąc znaleźć pozycji, w której rany by mu nie dokuczały, zanim wreszcie zmorzył go sen. W tej samem minucie, jak się wydawało, drzwi skrzypnęły cicho i ktoś wszedł do środka. Akaashi jęknął, mrużąc oczy. Niebo powoli zaczynało się rozjaśniać, więc musiał spać dobrych kilka godzin. Obrócił głowę i spojrzał na intruza. Bokuto stał w drzwiach, patrząc na niego wielkimi oczami.

- Bokuto-san? – spytał nieprzytomnie.

Alfa zamarł, zaskoczony. Przyszpilony wzrokiem Akaashiego, spuścił głowę i wszedł do środka, zamykając drzwi z cichym zgrzytem. Po chwili wahania podszedł do łóżka, na którym leżał Omega.

Przez chwilę żaden z nich nic nie powiedział. Akaashi przetarł oczy, próbując się rozbudzić. Był wycieńczony. Spróbował podciągnąć się wyżej na poduszkach i skrzywił się, czując ból promieniujący od jego uda. Bokuto spojrzał na niego zaalarmowany.

- ‘Kaashi, coś cię boli?

- To tylko rana na udzie – odparł. – Nic mi nie będzie.

- Akaashi, przepraszam! – wypalił Bokuto, patrząc na niego błagalnie. – Myślałem, że nie masz nic przeciwko! Nie chciałem, żeby coś ci się stało, przysięgam! Tsum-Tsum ma rację, jestem skończonym durniem! Zrozumiem, jeśli już mnie nie chcesz!

Akaashi milczał dłuższą chwilę, zbierając myśli. Reakcja Bokuto go zaskoczyła. Bał się, że Alfa będzie się na niego gniewał. Najwyraźniej Bokuto obawiał się tego samego z jego strony.

- Nie jestem na ciebie zły, Bokuto-san – powiedział w końcu. – Było mi tylko smutno, że ja jeden ci nie wystarczę – przyznał, czując gulę w gardle. Nie chciał dłużej ukrywać swoich uczuć. – Naprawdę się starałem…

Bokuto doskoczył do niego i objął go. Akaashi spiął się, kiedy nagły uścisk uraził jego bok i draśnięty obojczyk, ale nie odsunął się. Swoją dobrą ręką objął Alfę za kark, płacząc cicho w jego szyję.

- Oczywiście, że mi wystarczysz! – zapewnił go Alfa, miziając go uspokajająco. – Nigdy nawet nie marzyłem o tym, że oznaczę kogoś tak wspaniałego jak ty. Jesteś najlepszy, Aghashiii!!

- Jeśli rzeczywiście tak myślisz, skąd pomysł oznaczenia innej Omegi?

- Ugh… - Bokuto zmieszał się. – W naszym plemieniu to, ile omeg ma Alfa, pokazuje jego siłę. Chciałem ci pokazać, że jestem najsilniejszy! Nie miałem pojęcia, że u was jest inaczej – przyznał ze wstydem. – Uhm, powiem ci coś, ale nie śmiej się ze mnie, okej, ‘Kaashi?

- Okej – zgodził się łatwo Omega.

- Nigdy nie byłem zbyt… lubiany ani szanowany. Omegi nie były chętne, żebym je krył. Wszyscy wiedzieli, że jestem głupi. Walka to jedyne, co mi w życiu wychodziło. Minęły lata zanim ktokolwiek mnie zauważył. Oznaczenie Omegi takiej jak ty to ogromny zaszczyt dla kogoś takiego jak ja. Jesteś taki piękny i mądry! Nie chciałem tego zepsuć i pokazać ci, jaki jestem bezużyteczny. Chciałem, żebyś był dumny z tego, że jestem twoim Alfą!

Akaashi zapatrzył się na niego. Bokuto chciał mu… zaimponować?

- Wygląda na to, że to jedno wielkie nieporozumienie – stwierdził. – Nie wiemy, jakie panują zasady i tradycje w kulturze tego drugiego, przez co nie możemy się porozumieć. – Po chwili zastanowienia dodał: - Chcesz zagrać w grę?

- Grę?

- Zgadza się, Bokuto-san. Ja powiem ci, jak wyobrażam sobie idealnego Alfę, a ty mi, jaki powinien być twój wymarzony Omega. W ten sposób będziemy wiedzieć, czego od siebie nawzajem oczekiwać.

- Już jesteś idealny, Akaashi!!

- To nieprawda. Bałem się z tobą porozmawiać o tym, co mnie gryzło i pozwoliłem ci wierzyć, że oznaczenie innej Omegi jest w porządku. Nigdy nie powiedziałem ci szczerze, co chcę lub nie chcę z tobą robić w obawie przed twoim gniewem. Jeśli ten związek ma przetrwać, musimy nauczyć się sobie ufać. Jesteś w stanie to zrobić, Bokuto-san?

Bokuto pokiwał energicznie głową. Akaashi uśmiechnął się lekko, wtulając w niego mocniej.

- Połóż się obok mnie – poprosił. Gdy Alfa spełnił jego prośbę, Akaashi ostrożnie owinął się wokół niego, wtulając w jego ciepłe ciało. – Okej. Mam zacząć?

- Nie wiem, powinienem się bać?

- Myślałem, że alfy niczego się nie boją.

- Aghaashi!! – jęknął Bokuto cierpiętniczo, wiercąc się jak na torturach.

Akaashi pocałował go w policzek z lekkim uśmiechem. Odetchnął głęboko i powiedział:

- Mój wymarzony Alfa jest tylko mój. Nie nawiązuje intymnych relacji z nikim prócz mnie.

Bokuto przełknął.

- Mój wymarzony Omega – zaczął – jest dumny z tego, że jestem jego Alfą.

- Mój wymarzony Alfa słucha tego, co mam do powiedzenia.

- Mój wymarzony Omega stworzy miejsce, które będę mógł nazwać domem.

- Mój wymarzony Alfa nie zmusza mnie do seksu.

Bokuto zamarł.

- Czy ja… - urwał. – Uhm, nie chciałeś się ze mną kochać? – spytał cicho.

- Nie na początku – przyznał Akaashi szczerze. – Nie kłamałem, kiedy mnie oznaczałeś. Nigdy wcześniej nie miałem Alfy. Bałem się ciebie i tego, co mógłbyś mi zrobić. W mojej kulturze omegi są o wiele bardziej ograniczone niż w twojej. Odkąd ujawniła się moja sekundarna orientacja wpajano mi, że moim obowiązkiem jest zadowolić Alfę, nie czerpiąc z tego przyjemności. – Odetchnął głęboko. – Tylko omegi lekkich obyczajów lubią seks. Tutaj to Alfa ma pełną kontrolę nad swoją Omegą. Nawet gdybyś mnie bił i wszyscy by o tym wiedzieli, wina spadłaby na mnie za niewykonywanie należnie obowiązków żony. Alfa nigdy nie jest winny. – Akaashi uśmiechnął się lekko. – Atsumu był jak powiew świeżego powietrza. Nie masz pojęcia, jaką satysfakcję sprawiało mi patrzenie, jak wyciera innymi alfami podłogę.

- Przepraszam – powiedział Bokuto ze skruchą, głaszcząc delikatnie jego plecy. – Myślałem, że robisz mnie w konia. Ktoś tak piękny nie mógł nie zaznać dotyku Alfy. Nigdy wcześniej nie miałem w łóżku kogoś tak pięknego. Gdyby decyzja należała do mnie, brałbym cię raz za razem.

Akaashi zarumienił się lekko, słysząc to wyznanie. Bokuto nigdy nie ukrywał, że go pożąda, ale nie sądził, by Alfa pragnął go aż tak bardzo. Tym bardziej że przez pierwsze tygodnie pozostawał całkowicie bierny i traktował umizgi Alfy jak przykry obowiązek.

- Nie musisz przepraszać. Bałbym się tego bez względu na to, kto znalazłby się na twoim miejscu. Nauczono mnie się tego bać.

- Mimo wszystko… Widziałem, że nie jesteś zbyt zainteresowany, ale nigdy mi nie powiedziałeś, że mam przestać, więc… - Bokuto westchnął bezradnie. – Omegi z naszego plemienia nie pozwoliłyby sobie na coś takiego. Jeśli nie mają ochoty, są gotowe odgryźć jaja, byleby tylko zostawić je w spokoju. Mówiłem ci, że Miya wybił alfom więcej zębów niż ma włosów na głowie. Jeśli nie masz ochoty, nie zmuszaj się. Chociaż wolałbym, żebyś miał ochotę. Najlepiej cały czas!!

Po głosie Alfy słychać było, że nie był zadowolony z obrotu sprawy, ale nie zamierzał naciskać.

- Ale chwila, ‘Kaashi. Jeśli od początku nie chciałeś tego robić i w twojej kulturze tak źle patrzy się na omegi, które lubią seks, czemu zacząłeś przejmować inicjatywę? I skąd wiedziałeś, co robić? Nie ćwiczyłeś z innym alfą, prawda?

Bokuto wydawał się mocno zaniepokojony myślą, że ktoś inny mógł go mieć.

Hipokryta, pomyślał Omega.

- Sakumi mi powiedziała, że chcesz ją oznaczyć. Poskarżyłeś się jej, że nasze zbliżenia nie są… do końca satysfakcjonujące, więc przyszła mi powiedzieć, że ona chętnie się tym zajmie. Wolałem być nazwany dziwką niż pozwolić, by ktoś inny oficjalnie został przez ciebie oznaczony. Tutaj się tego nie robi. Alfa korzystający z usług kurw to jedno, ale Alfa mający dwie omegi… To społeczne samobójstwo dla mnie i naszych dzieci. Wolałem umrzeć niż na to pozwolić.

- Nigdy nie rozmawiałem z Sakumi na ten temat! – zaprzeczył od razu Bokuto. – Nie powiedziałbym jej czegoś takiego! Musiała słyszeć, jak rozmawiałam z Kuroo.

- Nic jej… nie powiedziałeś?

- Pewnie, że nie! To nie była jej sprawa. Ale Kuroo… Znamy się od wieków, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Mówię Kuroo wszystko – przyznał zawstydzony. – Od początku nie chciałem brać udziału w tym całym oznaczaniu omeg, ale Kuroo mnie przekonał. A gdy cię zobaczyłem, czułem, że musisz być mój. Nie wykazywałeś żadnej inicjatywy i nie reagowałeś na moje pieszczoty. Rwałem sobie już włosy z głowy, głowiąc się nad tym, jak cię zadowolić. Kuroo był pierwszą osobą, z jaką się w życiu przespałem. Jeśli ktoś znał odpowiedź, to on!

To tłumaczyłoby zakład, jaki Kuroo wymusił na nim, kiedy Akaashi kazał Kenmie zagrać z nim w szachy. Kuroo musiał wiedzieć, że Bokuto się miota, więc chciał popchnąć Akaashiego do działania, by pomóc koledze.

Chwila, chwila. Czy Bokuto właśnie powiedział…?

- Uprawiałeś seks z Kuroo? Przecież to Alfa.

- Uhm, tak, wiem, ale… byliśmy ciekawi i…

Akaashi uniósł brwi.

- Pozwoliłeś mu się pokryć? – spytał z absolutnym niedowierzaniem.

Bokuto zaczynał się wiercić pod naporem takiej ilości niewygodnych pytań.

- Uhm, tak? A on pozwolił mi…

- Doprawdy, Bokuto-san, jesteś niesamowity. 

- Uhm… Ej, czekaj, to kto cię nauczył?

- Prywatne lekcje z Atsumu?

- Tsum-Tsum?! – zdumiał się Alfa. – Tsum-Tsum nauczył cię, co robić?

- Od początku było jasno powiedziane, że jest w tym dobry – przyznał. Czuł, jak na jego policzki wstępuje gorąco. – Bardzo mi pomógł. Atsumu bardzo dobrze zna swoje ciało. Wie, czego pragnie i nie boi się tego przyznać. Był świetnym nauczycielem. Mimo to przyznam, że nie zawsze mam ochotę na seks. Do tej pory nie miałem odwagi powiedzieć ci nie, z różnych powodów.

- Zawsze możesz to zrobić! – zapewnił Bokuto szczerze. – Czasami jestem trochę powolny w tych kwestiach, więc musisz przekazać mi to dobitnie, ale nigdy nie bój się tego zrobić!

Akaashi uśmiechnął się lekko.

- Dziękuję, Bokuto-san. Na czym stanęliśmy? Zdaje się, że teraz twoja kolej.

- Uhm, mój wymarzony Omega pozwala się często kryć. I nie mówię tego po to, żeby podważyć to, co powiedziałeś wcześniej! – zapewnił od razu. – Użyłem dobrze słowo „podważyć”? W każdym razie, lubię być z tobą blisko. Zawsze byłem mocno… napalony. Moje ruje są okropne. I mam wysokie libido. – Bokuto westchnął cierpiętniczo. – Ale uszanuję, jeśli nie będziesz chętny.

- Nie mam nic przeciwko częstym zbliżeniom – zapewnił łagodnie Omega. – Pod warunkiem, że nie będziesz mnie wcześnie budził z tego powodu.

- Nie jesteś rannym ptaszkiem, prawda? – spytał Bokuto z rozbawieniem.

- Zdecydowanie nie. – Akaashi spojrzał na niego spod byka. – Okej, moja kolej. Mój wymarzony Alfa jest ze mną szczery. Co prowadzi do pewnego pytania. Z iloma omega… cóż, osobami, byłeś?

- Ugh, ciężko powiedzieć? – Bokuto zamyślił się. – Zanim poszedłem na wojnę, robiłem to tylko z Kuroo na comiesięcznych spotkaniach liderów wiosek. Gdy obaj dołączyliśmy do walk na zachodzie, zaczęliśmy eksperymentować z omegami. Szło mi zdecydowanie gorzej niż Kuroo, omegi uwielbiają jego głupie włosy. Pokryłem kilkanaście omeg po dużych wygranych bitwach. Wiesz, jednorazowy, niezobowiązujący seks dla rozładowania napięcia. Sakumi była jedyną Omegą, którą pokryłem więcej niż raz. I Tsum-Tsum.

- Miya? Nic mi na ten temat nie mówił.

- Tsum-Tsum nie znosił Sakumi. I nie mógł znaleźć Alfy, który mógłby go zadowolić, zwłaszcza w rui. Dlatego zaproponował, żebyśmy sobie nawzajem pomogli. On chętnie obciągał mi przed walkami, a ja chętnie go kryłem po.

- Utrzymujesz kontakt z którąkolwiek z tych omeg?

- Nie. Sporo z nich zginęło w walce. Nie wszyscy są tak twardzi jak Miya.

- Czy istnieje szansa, że któraś z nich mogła zajść z tobą w ciążę?

Bokuto zamrugał.

- Nie sądzę. Przez te wszystkie lata walk nie słyszałem o nikim, komu by się to przydarzyło. Dlatego byłam tak zaskoczony, kiedy się dowiedziałem, że ty… - urwał niepewnie, głaszcząc delikatnie brzuch Omegi.

- Bokuto-san, brałeś mnie dzień w dzień, czasami po kilka razy – stwierdził Akaashi sucho. – Nie możesz być zaskoczony faktem, że zaowocowało to poczęciem dziecka.

- Nasze omegi piją specjalne napary, które powstrzymują je przed zajściem w ciążę. Myślałem, że ty też to robisz!

- Czy… czy to w porządku, że jestem w ciąży?

- Oczywiście, ‘Kaashi! Czemu miałoby nie być? Nie mogę się doczekać!

- Ile… ile dzieci chciałbyś mieć, Bokuto-san?

- Nigdy o tym nie myślałem. Dużo. Piątkę?

Akaashi zakrztusił się własną śliną. Bokuto spojrzał na niego zmieszany.

- Za dużo? – spytał niepewnie.

- Czeka nas dużo pracy – oznajmił Omega – jeśli mamy mieć ich aż tyle.

- Taką pracę to ja lubię – odparł Alfa, poruszając sugestywnie brwiami.

Akaashi uśmiechnął się lekko i wtulił w niego jak rozleniwiony kot.


- Ugh, szybciej, ‘Kaashi! – jęknął Bokuto, próbując wypchnąć biodra do góry. Akaashi spowolnił swoje ruchy, patrząc na Alfę ostrzegawczo.

- Nie taka była umowa, Bokuto-san – odparł Omega.

Bokuto wydął usta. Widać było, że próbuje nad sobą zapanować, ale szło mu to niezwykle mizernie. Akaashi czuł się dziwnie usatysfakcjonowany faktem, że doprowadza swego Alfę do szału z taką łatwością. Nie chcąc dłużej przeciągać tych tortur – już dość dał Alfie popalić – oparł się na torsie Bokuto i zaczął szybciej kołysać biodrami, poruszając się na męskości Alfy.

- Jestem blisko – poinformował Bokuto gardłowym głosem. Jedna jego ręka zacisnęła się mocniej na talii Akaashiego, a druga przejechała na jego lekko zaokrąglony brzuch, którego nie dało się już zrzucić na przejedzenie. Bokuto wpatrywał się w niego intensywnie i często po nim głaskał, jakby chciał się upewnić, że ich dziecko rzeczywiście tam jest. Było jeszcze zbyt wcześnie, by poczuć jakikolwiek ruch, ale Alfie to nie przeszkadzało. Bokuto ewidentnie nie mógł się doczekać przyjścia dziecka na świat.

Akaashi przyspieszył, goniąc za własną rozkoszą. Godziny eksperymentów z Bokuto pomogły mu lepiej poznać swoje ciało i rozeznać się, co na niego działało stymulująco, a co odpychająco. Dzięki temu wiedział, jak się poruszać, by osiągnąć upragnione spełnienie.

Bokuto wygiął się pod nim i jęknął przeciągle. Akaashi podążył za nim. Opadł na partnera, oddychając ciężko. Ręce Bokuto od razu go objęły, a usta zaczęły obsypywać delikatnymi pocałunkami. Te słodkie chwile po zbliżeniach były jak marzenie, Akaashi nie oddałby ich za nim na świecie. Wtulił się w pierś swojego Alfy.

- Drzemka? – spytał Bokuto, głaszcząc go delikatnie po plecach.

- Mhm, chętnie – odparł Omega, ziewając lekko. – Czeka nas długa podróż.

- Na pewno nie chcesz zostać dłużej w zamku? Wiesz, że to nie problem.

- To nie jest konieczne, Koutarou. Już o tym rozmawialiśmy. Po tych ostatnich miesiącach pełnych wrażeń należy nam się trochę wytchnienia. Wrócimy tu na wiosnę, już po narodzinach dziecka.

Doprowadzenie wszystkiego do ładu i rozlokowanie ludzi z plemion zajęło im całe cztery miesiące. Akaashi był zaangażowany bardziej niż by sobie tego życzył. Choć większość jego bliskich przyjaciół zostawała na zamku lub w okolicach, on chciał wrócić do domu, gdzie mógł odpocząć od całego tego rozgardiaszu i przygotować się na narodziny dziecka. Ciąża go nie rozpieszczała. Połowę czasu był chronicznie zmęczony, przez co zasypiał w dziwnych miejscach i komicznych pozycjach, a połowę napalony. Gdyby to było możliwe, nie wypuszczałby Alfy spomiędzy swoich nóg przez całe tygodnie. Było to niezwykle frustrujące, bo Bokuto miał sporo obowiązków i nie zawsze mógł zaspokoić go tu i teraz. Na szczęście i tutaj Miya przybył z pomocą, zdradzając mu tajniki masturbacji i ucząc go, jak radzić sobie bez Alfy. Nie było to tak samo satysfakcjonujące jak zrobienie tego z Bokuto, ale wystarczyło, by choć trochę ostudzić jego zapał.



Ciche pukanie do drzwi wyrwało go z wiru pracy, w jaki rzucił się od samego rana. Uniósł głowę znad papierów i uśmiechnął się lekko. Koutarou odwzajemnił uśmiech, wchodząc do środka. Na rękach trzymał małe dziecko, które obejmowało go mocno za szyję i wtulało śpiąco twarz w jego ramię.

- Hej, przywitaj się ładnie z mamą – upomniał delikatnie Alfa.

- Mama? – Malec uniósł głowę i, gdy zobaczył Akaashiego, zrobił wielkie oczy. – Mama!

Koutarou zaśmiał się i postawił chłopca na podłogę. Ten od razu wyrwał w stronę matki na swoich krótkich, pulchnych nóżkach.

- Mama, ohayou! – przywitał się z entuzjazmem, wyciągając do Akaashiego ręce.

- Ohayou, Daiki-chan – odparł z rozbawieniem, biorąc syna na ręce. Pocałował go w policzek i objął mocno, znacząc swoim zapachem. – Przyszedłeś zjeść ze mną śniadanie?

- Znowu nie zjadłeś nic rano, Keiji? – Bokuto zmarszczył brwi w wyrazie dezaprobaty. – Obiecałeś, że będziesz jadał śniadanie regularnie.

To było zanim zaczął je zwracać.

- Zjadłem wczoraj porządną kolację, pewnie dlatego nie czułem głodu – wykręcił się.

Bokuto dalej patrzył na niego sceptycznie. Po czterech latach razem dobrze potrafili wyczuć, kiedy drugi coś kręcił.

- Okej. Chodźmy, twój ojciec już pewnie na nas czeka.

Akaashi skinął i wstał ze swojego miejsca z Daikim w ramionach. Chłopiec oparł głowę na jego ramieniu i zamknął oczu, korzystając z okazji. Uwielbiał drzemki.

- Był dzisiaj grzeczny? – zapytał Alfę.

- Taak, jak aniołek – oznajmił Koutarou, uśmiechając się szeroko. – Ale niechęć do porannego wstawania ma po tobie. Pół godziny męczyłem się, żeby wyciągnąć go z łóżka.

Akaashi uśmiechnął się z rozbawieniem.

Ich związek był tak bardzo niekonwencjonalny jak tylko mógł być. Zdawało się, że w ich małej rodzinie wszystko było na odwrót: Akaashi przejął obowiązki po swoim – mocno wetującym takie rozwiązanie – ojcu i to on, Omega, zarządzał całym majątkiem i kierował firmą. A Bokuto… Jego kochany, oddany, wspaniały partner, zajmował się ich synem. To on budził go rano, ubierał i karmił, zabierał na spacery i przejażdżki. Czas, który Akaashi spędzał w swoim biurze, Bokuto spędzał na opiece nad ich dzieckiem. Coś takiego było nie do pomyślenia. Wiele alf z królestwa patrzyło na ten związek ze zgrozą, nie mogąc pojąć, jak Koutarou mógł na coś takiego pozwolić. Nie mieściło im się w głowie, by to Alfa znajdował się na utrzymaniu Omegi. Im jednak ten układ odpowiadał. Bokuto nie miał odpowiedniego wykształcenia i przejęcie działalności po byłym lordzie Akaashim nie wchodziło w grę. Koutarou nawet nie był tym zbytnio zainteresowany. Siedzenie na tyłku w jednym miejscu było dla niego najgorszą karą, dlatego też z chęcią podjął się opieki nad synem.

I Koutarou uwielbiał zajmować się małym. Początkowo część obowiązków miało spaść na barki służby, ale Koutarou nawet nie chciał o tym słyszeć. W ich plemieniu rodzice sami zajmowali się dziećmi i on też chciał sam wychować syna. Po pewnym czasie nikt już się nie dziwił, widząc go hasającego po łąkach z maluchem na ogonie i grającego z nim w różne gry i zabawy.

- Życie jest okrutne – rzucił Akaashi. Widząc zdezorientowaną minę swego Alfy, uśmiechnął się półgębkiem. – To nie fair, że ja muszę wstawać, choć dałbym wiele, by móc pospać dłużej rano. A ty nie masz problemu ze wstawaniem, a możesz spać tak długo, jak chcesz.

Bokuto zamrugał. Zapewne nigdy się nad tym nie zastanawiał. Prawdą było, że mógł rano wylegiwać się w łóżku i nikt by mu nic nie powiedział. Daiki byłby całkiem szczęśliwy, gdyby mógł spać dłużej. Mimo to Bokuto wstawał stosunkowo wcześnie i pilnował, by ich syn miał regularny rozkład dnia, zwłaszcza co do snu. Choć Bokuto wydawał się wszystkim roztrzepany i mało odpowiedzialny, zawsze starannie pilnował, by Daiki kładł się i wstawał o tej samej godzinie.

- Mógłbyś zaczynać pracę później – zaproponował Alfa. – Chibi i tak śpi popołudniu. Godzina nie zrobi dużej różnicy.

Być może, ale Akaashi chciał spędzić jak najwięcej czasu ze swoją rodziną. Już i tak zazdrościł partnerowi, że ten miał przy sobie ich syna cały czas.

Gdy Daiki się urodził pewnego zimowego ranka, ich instynkt oszalał. Akaashi nigdy wcześniej tego nie czuł, ale wzięcie po raz pierwszy na ręce swego dziecka było czymś absolutnie niesamowitym i zapierającym dech w piersiach. Dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że to się rzeczywiście działo. Nie był pewny, kto bardziej płakał, on czy Koutarou. Obaj nie mogli opanować fali emocji, która zalała ich, gdy siedzieli jeden obok drugiego i patrzyli na ich synka. Akaashi miał ochotę nie wypuszczać małego z ramion i nawet podanie go Koutarou kosztowało go sporo wysiłku.

- Już się przyzwyczaiłem – skłamał. Koutarou uśmiechnął się, patrząc na niego porozumiewawczo. Obaj wiedzieli, że Akaashi skłamał.

Gdy tego dnia Akaashi wreszcie skończył pracę na dobre, poszedł do pokoju dziecięcego. Koutarou siedział na grubym dywanie obok trzylatka, pomagając mu w budowaniu wieży z drewnianych klocków. Daiki wyglądał na szczęśliwego. Było w nim coś… zaskakującego, co przyciągało innych ludzi jak magnes. I miał wielkie serce. Potrafił wyrwać dłoń z uścisku, gdy byli na targu, podejść do bezdomnej osoby i podzielić się swoimi smakołykami z najszczerszym uśmiechem, jaki Akaashi w życiu widział.

Dobrze wiedział, po kim Daiki to odziedziczył.

- Skończyłeś na dzisiaj. – Koutarou zauważył go w drzwiach i uśmiechnął się. Wstał ze swego miejsca i podszedł do partnera, całując go czule w czoło.

- Skończyłem – przyznał z zadowoleniem. – Zrobiłem nawet więcej niż się spodziewałem.

Na chwilę zamilkli, obserwując, jak Daiki w skupienia kładzie klocek na klocku. Wieża chwiała mu się na boki jak szalona, a on próbował z całych sił powstrzymać ją przed zawaleniem.

- Chcę jeszcze jedno – powiedział nagle Koutarou. Akaashi spojrzał na niego. Wzrok Alfy wlepiony był w trzylatka. Koutarou wydął usta i spojrzał na niego błagalnie. – Możemy? Proooszę! Tsum-Tsum ma już trójkę!

- To nie wyścigi, Koutarou – odparował. – I wiesz, jak to było z Miyą.

Wszyscy wiedzieli. Na każdym zjeździe robili sobie z tego żarty, bo Miya nie tylko urodził za pierwszym razem urocze bliźniaki – chłopca i dziewczynkę – to w dodatku kilka tygodni po porodzie znowu był w ciąży. Przez miesiące groził Sakusie, że go wykastruje.

Akaashi pogłaskał swój płaski brzuch i uśmiechnął się. Obnażył szyję i wskazał gestem Koutarou, żeby go powąchał. Alfa zrobił to ze zmarszczonymi brwiami. Jego oczy rozszerzyły się komicznie. Wyrzucił ręce w górę i uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Poważnie, Keiji?! Ale na poważnie?! – dopytywał, podekscytowany.

Akaashi skinął głową, przytulając się do niego.

- Poważnie – potwierdził. – Drugie już jest w drodze – przyznał.

Koutarou zaczął podskakiwać z radości, z pięściami wyrzuconymi w górę.

- Tak, tak, tak!!

Akaashi roześmiał się, kręcąc głową na te wygłupy. Daiki zamrugał, kiedy jego wieża się przewróciła i obejrzał się na nich z zaskoczoną miną. Nie miał pojęcia, dlaczego jego tata był taki zadowolony – bardziej niż zwykle, bo jego tata zawsze chodził uśmiechnięty – ale wstał ze swojego miejsca i podbiegł do rodziców, chcąc dołączyć do nich w świętowaniu.


***

Hej!

Zakręciłam się i zapomniałam wstawić rozdział w poprzedni weekend, więc w nagrodę wstawiam dzisiaj obydwa. Dajcie znać, co o nich myślicie!

Kolejne opowiadanie będzie osadzone w tych samych realiach i skupi się na Atsumu i Kiyoomim. Nie wiem, kiedy zacznę publikować to opowiadanie, ponieważ piszę je nie po kolei. Możliwe, że dopiero na święta, ale będę się starać wcześniej.

Dziękuję wszystkim, którzy zostawili jakiś komentarz.

Pozdrawiam :)


Komentarze

  1. Serce mi złamała scena, jak Sakumi powiedziała, że Bokuto chce ją oznaczyć.
    Dosłownie się popłakałam ze złości i smutku, gdy wszystkie starania Akaashiego poszły się kochać. No po prostu się załamałam, gdy Akaashi pomyślał sobie, że nie pożegnał się z bliskimi. To upokorzenie... Te rany... Wiedział, że pisze się na śmierć, a i tak walczył. No i ciąża - spodziewałam się, dobrze, że przez ten stres i walkę nie stracił ciąży.
    Końcówka super - fajnie, że sobie wszystko wyjaśnili i są szczęśliwi. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Akasshi jest taki waleczny ,podoba mi się to w nim. nawet widząc ,że ma mniejszą przewagę wolał walczy i odejść z honorem ,niż żyć w hańbie . Od początku nie lubiłam Sakumi straszna osoba i dobrze ,że tak skończyła. Za to Bokuto dobrze trafił na Akasshiego ,chłopaka ma dużo cierpliwości i jeszcze go wyprowadzi na ludzi. Dobrze ,że w końcu że sobą szczerze porozmawiali i teraz mogą się cieszyć sobą i swoim szczęściem pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

A perfect mate [6/6]

A perfect mate [1/6]

A perfect mate [2/6]

When two forces clash [1/7]

A perfect mate [3/6]

A perfect mate [4/6]

When two forces clash [5/7]

To cheat the system [3/3]

A perfect mate [5/6]

"Wszystko albo nic" dostępne na Bucketbook!