A perfect mate [4/6]

 - Nie, sir, twój Omega nie jest w ciąży.

 Atsumu splótł ręce na piersi.

- Skąd możesz to wiedzieć? - spytał medyka, który przyszedł go zbadać.

Mężczyzna go zignorował, ciągle widząc tylko Kiyoomiego w pomieszczeniu.

- Nic nie wskazuje na to, by twój partner był przy nadziei, lordzie Sakusa. Nie ma żadnych symptomów. Wszystko jest jak zawsze.

Atsumu spojrzał na niego spod byka. Nienawidził być ignorowany.

Kiyoomi skinął medykowi, nie kryjąc rozczarowania. Atsumu prychnął i wyszedł z pomieszczenia. Kiyoomi podążył zaraz za nim.

- Czemu mi nie wierzysz? - spytał Atsumu.

- Bo to zbyt piękne, żeby było prawdziwe - odparł Kiyoomi bez wahania. - Medyk ma rację, nic nie wskazuje na to, że nam się udało. Nie rób mi niepotrzebnie nadziei, Atsumu.

- Dlaczego mi po prostu nie uwierzysz?!

- Chcę ci wierzyć, ale fakty mówią same za siebie.

Atsumu wywrócił oczami. Miał ochotę go kopnąć w dupę.

- Fakt to jest taki, że nasze plemiona mają lepsze sposoby na wykrywanie ciąży. - Kiyoomi zmarszczył brwi, kompletnie się nie zgadzając, ale nie mając ochoty na pogorszenie humoru Omegi. Atsumu przejrzał go na wylot. - Och, nie wierzysz mi? Jeszcze się przekonasz, Omi!

- Mam nadzieję. Tak w zasadzie chciałbym, żebyś miał rację.

Atsumu westchnął, niepocieszony. To było trochę za mało by go do końca udobruchać. Tak się cieszył, gdy mu mówił. Kiyoomi też był wniebowzięty do czasu, aż wieści o ciąży skonfrontowali z lokalnym medykiem. Atsumu nie mógł się doczekać, aż ten stary pryk zje te cholerne słowa.


***


- Atsumu-san!

Atsumu uniósł głowę znad książki. Ogata uśmiechnął się do niego uprzejmie i wszedł do biblioteki.

- Nie powinieneś siedzieć na podłodze. Rozchorujesz się - stwierdził Ogata, siadając obok niego na sofie, o którą Atsumu opierał się plecami.

- Nic mi nie będzie - mruknął Atsumu, przewracając książkę. Na ramiona narzucony miał ciepły koc, a nogi ogrzewały płomienie pobliskiego kominka. Choć zima na zewnątrz rozhulała się na dobre, on sam nie miał z nią problemu. Nie mógł zbytnio jeździć konno, obawiając się, że upadek mógłby skończyć się źle dla dziecka, ale nadal regularnie trenował, a krótsze dnie oznaczały więcej czasu z Omim pod pierzyną. Atsumu nigdy w życiu się tyle nie bzykał i nie mógł uwierzyć, że ciągle tak intensywnie siebie nawzajem pożądali.

- Co czytasz?

Atsumu skrzywił się.

- Dowód na to, że Fukagi-sensei upadł na głowę… W każdym razie, co cię tutaj sprowadza? Myślałem, że twój Alfa szybko się tu nie pokaże po tym, jak rozebrałem go ostatnio w pokera.

Ogata skulił się, zażenowany. Trochę niefortunnie był uczestnikiem całego zdarzenia.

Początkowo Omi trzymał się zasad królestwa, prosząc Atsumu, by dotrzymał Ogacie towarzystwa w osobnym pomieszczeniu. Z czasem jednak uległ namowom Atsumu i pewnego dnia wszyscy razem zasiedli w jednym pomieszczeniu. Machiko, Iizuna i Ogata byli początkowo dość skołowani, nie wiedząc, jak się zachować. Jako że alfy często grały w karty na swoich spotkaniach, cała piątka postanowiła zagrać w pokera. Ogata znał pobieżnie zasady, a Atsumu… Cóż, Atsumu znał większość karcianych gier z królestwa i sporo lokalnych. Często grywał z pozostałymi generałami pomiędzy bitwami dla zabicia nudy. Nie byłby w stanie zliczyć, ile razy tańczył na kolanach któregoś z nich lub na stole, gdy skończyły mu się pieniądze i ubrania.

Jakim cudem zdołał przekonać całą czwórkę, by zagrać w rozbieranego, nie miał pojęcia, ale nim się obejrzał, Machiko siedział przy stole zupełnie goły, a Iizuna był czerwony jak burak ze śmiechu. Ogata okazał się świetnym kłamcą, ogrywając ich wiele razy. Atsumu też nie dawał się zepchnąć w bok, grając agresywnie, nawet jeśli częściej niż nie musiał się przez to rozebrać. Ogata wymiękł, obawiając się wściekłości swojego partnera, więc Atsumu dokończył dzieła i rozebrał go do naga, a potem kazał zatańczyć na stole.

Iizuna na koniec stwierdził, że nigdy w życiu się tak dobrze nie bawił i że koniecznie muszą to powtórzyć.

Machiko mało nie wyszedł z siebie i stanął obok ze złości i upokorzenia. Jeśli wcześniej nie lubił Atsumu, tak po tamtym wieczorze zapałał do niego szczerą nienawiścią.

- Gniewał się przez kilka dni, ale w końcu mu przeszło - przyznał Ogata. - Pewnie dałby sobie spokój szybciej, gdyby Iizuna-san nie śmiał mu się prosto w twarz.

Atsumu parsknął ze śmiechu.

- W każdym razie… Machiko zorganizował dla mnie kulig. Na drogach jest wystarczająco dużo śniegu. Pomyślałem, że może zechciałbyś mi towarzyszyć?

Atsumu przekrzywił głowę.

- Kulig?

Jako dziecko brał udział w kilku z Osamu i innymi dziećmi z wioski. Do psiego zaprzęgu doczepiali worki po zbożu wypchane słomą, które świetnie ślizgały się po mokrym śniegu, a potem mknęli po wąskich drogach jak błyskawica do ostatniego dziecka na worku… Brzmiało to trochę brutalnie, ale dzieciaki miały ogromną frajdę, próbując utrzymać się na niemal fruwających workach, a dorośli zakładali się, komu się to uda. Atsumu wspominał te czasy z rozrzewnieniem.

- To niezła rozrywka. Nie za wiele da się robić zimą w okolicy.

Atsumu wzruszył ramionami. Kompletnie się z nim nie zgadzał. Przez ostatni tydzień spędził sporo czasu na świeżym powietrzu, lepiąc bałwany - kucharki dostawały szału, widząc całą armię bałwanów z marchewkowymi nosami, które miały trafić do zupy nim Atsumu je skonfiskował - zjeżdżając z górki na sankach, budując igloo, ślizgając się na zamarzniętym jeziorze, strzelając w lesie z łuku… Pokrywający wszystko puch sprawił, że poczuł się niemal jak w domu. Czasami nawet udawało mu się wyciągnąć na dwór Alfę i wyzwać go na pojedynek na śnieżki…

- Pojedziesz ze mną? - Ogata złożył ręce jak do modlitwy, patrząc na niego błagalnie. - Będzie fajnie! Sakusa-san powiedział, że nie ma nic przeciwko!

Atsumu zmarszczył brwi. Ogata nigdy jeszcze mu nic nie proponował, na pewno nie tak bezpośrednio. Atsumu był niemal pewny, że młody Omega nadal się go trochę bał.

Ale cóż, wszystko było lepsze niż ślęczenie nad książkami. Nieważne, ile Fukagi-sensei kazał mu przeczytać, nadal żadna z nich nie miała dla niego znaczenia.

Zatrzasnął książkę i westchnął.

- Wszystko jest lepsze od czytania tych wypocin.

Ogata uśmiechnął się, zadowolony.


***


- Jaki. Chuj?!

Atsumu wyczołgał się z zaspy śniegu i stanął na nogi. Otrzepał się na tyle, ile mógł, i rozejrzał.

 Stał na środku drogi, z dwóch stron otoczony gęstym, zasypanym śniegiem lasem. W dosłownie w środku niczego. Zmarszczył brwi. Ani przez chwilę nie wierzył, że wiozący go woźnica zrobił to przypadkowo.

- Atsumu-san?

Z zaspy obok wyczołgał się Ogata. Wyglądał na mocno przestraszonego i skołowanego. Trzymał się za nadgarstek prawej ręki.

- Wszystko okej? - spytał go Atsumu.

- Chyba… chyba tak - odparł Ogata niepewnie. - Gdzie my jesteśmy?

Atsumu sam chciałby to wiedzieć. Choć miał w zwyczaju szlajać się po okolicznych lasach i łąkach, ich kulig trwał przez dość długi czas i zapuszczał się o wiele dalej, niż on sam miał okazję eksplorować. To trochę utrudniało mu powrót do domu.

- W ciemnej dupie - odparł Atsumu. Poprawił czapkę i rozejrzał się jeszcze raz. Zastanawiał się, czy iść śladami wozu, czy wręcz przeciwnie. Kilka razy wcześniej zrobili koło, więc wóz równie dobrze mógł ciągnąć sanie z powrotem do dworku.

- Co zrobimy? Niedługo zrobi się ciemno. - Ogata wyglądał na dość mocno spanikowanego. - Stajenny powinien zauważyć, że nie ciągnie już naszych sani, prawda? I po nas wrócić?

Atsumu nie był zbyt dobry w siedzeniu na tyłku i robienie niczego, ale rozwiązanie Ogaty brzmiało dość rozsądnie. Ze wzruszeniem ramion wygrzebał swoje sanki z zaspy i zdecydował się na nich usiąść. Ogata po chwili wahania zrobił to samo, kładąc swoje sanie tuż obok Atsumu. Zapadła dość niezręczna cisza.

Ogata otulił się mocniej swoim szalem i skulił się w sobie, próbując zachować jak najwięcej ciepła. Atsumu dość szybko znudził się siedzeniem i postanowił rozejrzeć się po najbliższej okolicy. Dobre trzydzieści minut spędził na turlaniu kul śnieżnych tuż przy drodze i zrobił sporego bałwana. Ogata patrzył na niego z mieszaniną niedowierzania i dezaprobaty. Najwyraźniej niezbyt mu się podobał fakt, że Atsumu tak spokojnie przyjął fakt, że obaj zostali w środku niczego bez możliwości powrotu do domu.

- Chyba nikt jednak po nas nie wróci - stwierdził Atsumu jakiś czas później, gdy znudziła mu się zabawa w śniegu.

- Nie znajdziemy sami drogi powrotnej.

- Jakieś propozycje?

- Uhm, może powinniśmy się rozdzielić? - zaproponował Ogata niepewnie. - Ten z nas, który dotrze do dworku, będzie mógł zawiadomić resztę. W ten sposób łatwo znajdziemy tego drugiego, jadąc saniami wzdłuż drogi.

Atsumu zmarszczył brwi. Ogata jakby wstrzymał oddech w oczekiwaniu na jego decyzję.

- Okej. Masz rację, tak będzie najlepiej. To ja pójdę w tę stronę - zaproponował, wskazując kierunek przeciwny do tego, z którego przyjechali. Ogata zagryzł dolną wargę. - Chyba że ty wolisz iść w tę stronę. W sumie bez różnicy.

- To może ja tędy pójdę.

- Jak sobie chcesz.

- Bądź ostrożny.

Atsumu zaśmiał się. Przez większość życia zamieszkiwał tereny o wiele bardziej niesprzyjające niż te, na których się znajdowali. Jeśli ktoś powinien się martwić, to Ogata.

- Dam sobie radę.

Ogata wyglądał na dość zmartwionego, ale ostatecznie skinął głową. Zrobił może ze trzy kroki, kiedy usłyszeli odgłos galopujących koni.

- Wraca po nas.

Atsumu wzruszył ramionami. Zza zakrętu wyłoniło się kilku jeźdźców na koniach, co od razu go zaalarmowało. Marszcząc brwi, odruchowo sięgnął za pasek, za który miał wetknięty myśliwski nóż.

- A co my tu mamy? - spytał śpiewnie jeden z nich, zatrzymując konia ze dwa metry od Atsumu i Ogaty. - Dwie zagubione omegi.

Ogata stężał i zrobił krok w tył. Choć obaj byli oznaczeni i ich zapach nie powinien działać na inne alfy zbyt stymulująco, nadal mogli paść ofiarą gwałtu.

- Nikt tutaj się nie zgubił - odparł Atsumu hardo, patrząc przywódcy prosto w oczy. - Czekamy, aż woźnica zawróci wóz - skłamał gładko.

- To pewnie nie masz nic przeciwko, byśmy dotrzymali wam towarzystwa? Co nie, chłopcy? - Alfa obejrzał się na swoich czterech towarzyszy, którzy zawtórowali mu głośno. - No przecież nie chcemy, by tym pięknym omegom coś się stało. Te lasy są pełne rzezimieszków. Szkoda by było, by was tutaj znaleźli, zupełnie samych w środku niczego.

Ogata stał jak wryty, wczepiając się palcami w kurtkę Atsumu.

Atsumu przekrzywił głowę, oceniając swoje szanse. Choć nie mógł być tego pewien po samym wyglądzie, instynkt podpowiadał mu, że trzech z nich to były bety. To znacznie ułatwiało sprawę, choć nie tak, jak Atsumu by sobie tego życzył. Wiedział, że jeśli ich zaatakują, Ogata będzie zupełnie bezużyteczny. Musiał albo odwrócić ich uwagę i dopilnować, by Omega uciekł gdzieś w las, a potem go wytropić, albo pozwolić kilku z nich się nim zająć i w międzyczasie rozprawić się z resztą.

A coś mu mówiło, że wcale nie byli pokojowo nastawieni.

Przywódca uśmiechnął się pod nosem i zszedł z konia, zbliżając się jeszcze bardziej do Atsumu.

- Masz dość nietypowy akcent i rysy, Omego. Czyżbyś nie pochodził z tych stron?

- Nic ci do tego.

- Znaj swe miejsce. Przecież mówiłem, że tylko przypilnujemy, żeby nic wam się nie stało. Co nie?

Z krzywym uśmieszkiem sięgnął ręką do policzka Atsumu, próbując przesunąć po nim palcami. Atsumu bez wahania odepchnął jego rękę jak namolną muchę. Przez grube, zimowe rękawiczki cios nie był tak efektywny jak na gołe ciało, ale Alfa i tak zrobił krok w tył, zaskoczony siłą, wydawałoby się, niewinnego uderzenia.

Wzrok nieznajomego momentalnie stwardniał.

- Ty mały…!

- UCIEKAJ! - Atsumu odepchnął Ogatę i uchylił się przed wyciągniętą ręką mężczyzny, obracając się na pięcie i kopiąc go z obrotu. Alfa dostał czysto w twarz, z oczami rozszerzonymi komicznie z zaskoczenia, i padł jak długi na drogę.

Atsumu zobaczył kątem oka, że Ogacie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Młody Omega wziął nogi za pas. Atsumu miał ochotę wywrócić oczami. Nigdy jeszcze mu się nie zdarzyło, by ktoś faktycznie uciekł w takiej sytuacji. Omegi z królestwa były cholernie słabe.

Ale nie mógł powiedzieć, że zamierzał narzekać. Dawało mu to pole manewru, bo nie musiał się martwić o Ogatę.

- Odejdźcie stąd albo was zabiję - zagroził Atsumu, rzucając im groźne spojrzenie.

Dwóch z pozostałej czwórki zsiedli z koni, ani myśląc dać mu spokój. Atsumu uzbroił się w dwa noże, po jednym w każdej dłoni. Choć nie było to to samo, co miecze, potrafił się nimi bardzo dobrze posługiwać i zamierzał to udowodnić.

- Chcesz z nami walczyć? - jeden z nich spytał z niedowierzaniem. - Jest nas pięciu.

- Czterech. - Atsumu skinął brodą na ich przywódcę. - Ten za szybko nie wstanie.

- Nie masz pojęcia, co wyprawiasz - ostrzegł go ten drugi, nie przejęty faktem, że Atsumu był uzbrojony.

- To wy nie macie pojęcia, z kim zadarliście.

- Widzę, że ktoś ci mocno folgował… Nadszedł czas, by ci pokazać, gdzie twoje miejsce.

Atsumu nic już na to nie powiedział. Ciągle nie traktowali go poważnie, atakując w pojedynkę. Jeden atakował, drugi patrzył. To jednak działało na jego korzyść, bo miał czas ocenić, z czym walczy. Z zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że atakujący go mężczyzna nie miał najmniejszego pojęcia o walce. Atakował na ślepo i w gniewie, coraz bardziej się denerwując, że Atsumu mu się wymykał.

Korzystając z tego, że mężczyzna notorycznie odsłaniał swój lewy bok, Atsumu uchylił się przed jego pięścią, złapał nóż na odwrót i przejechał ostrzem po jego boku, przecinając płaszcz do samej skóry. Mężczyzna zawył z bólu, ale Atsumu nie dał mu się odsunąć, Podeszwą kopnął go pod kolanem, zmuszając do klęknięcia, a potem dźgnął go nożem w szyję.

Pozostała trójka patrzyła szeroko otwartymi oczami, jak ich towarzysz osuwa się na śnieg w akompaniamencie własnego rzężenia. Jego ciało drgało konwulsyjnie przez chwilę nim zupełnie znieruchomiał.

Atsumu przeniósł wzrok na pozostałych, gotowy kontynuować w każdej chwili. Z trzymanego przez niego noża kapała krew.

- Bert! Oi, Bert! Powiedz coś!

Cisza. Mężczyzna ani drgnął, a śnieg wokół jego głowy nasiąkał coraz bardziej krwią.

- Ty… Ty! Zapłacisz mi za to! - krzyknął Alfa siedzący na koniu. - Jak z tobą skończę będziesz błagał o śmierć!

To pobudziło do walki dwóch pozostałych. Tym razem już nie podeszli do niego lekceważąco i atakowali jeden po drugim, spychając Atsumu do defensywy. Udało mu się skaleczyć ich tu i tam, ale nie był to na tyle poważne rany, by ich spowolnić.

Alfa, który groził mu wcześniej, ryknął i rzucił się na niego, przygważdżając własnym ciałem do śniegu. Wiedząc, że to najgorsza z możliwych opcji, Atsumu wbił mu kolano w bok i uderzył z główki w nos. Tyle jednak wystarczyło, by pozostałą dwójka przytrzymała mu ręce, każdy po jednej dla pewności. Atsumu był silny jak koń, ale nawet on miał swój limit. Zmuszając ich do tego, by namęczyli się przy próbie wyszarpnięcia mu noży, Atsumu skupil się na pokonaniu Alfy, który na nim siedział.

To był zupełny przypadek, że jego lewa noga spoczywała luźno obok biodra Alfy. Wykorzystując to, zadarł ją do góry i oplótł wokół karku Alfy, ciągnąc w tył. Mężczyzna zaklął, ale stracił równowagę i poleciał do tyłu. To uwolniło drugą nogę Atsumu, co wykorzystał, by odbić się i zrobił fikołek w tył, uderzając pozostałych dwóch podeszwami stóp. Nie był to najzgrabniejszy atak, ale wystarczająco zaskakujący, by zdołać uwolnić jedną z rąk. Dzięki temu bez problemu ciachnął rękę Bety trzymającego go za drugą i na czworakach zdołał im umknąć. Jeden z nich próbował złapać go za nogę, ale Atsumu wyszarpnął mu się z siłą, która posłała atakującego twarzą w śnieg.

Atsumu obejrzał się na nich i co sił w nogach pobiegł w las. Mógł z nimi walczyć, był nawet przekonany, że dałby im radę, ale bał się, że kilka zbyt celnych ciosów w brzuch mogłoby zaszkodzić dziecku.

Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby jego upór i brawura doprowadziły do czegoś takiego.

Jego nagły desant trochę ich skołował. Z ulgą zauważył, że nie wiedzieli, czy go gonić, czy nie, co dało mu dodatkowe cenne sekundy na oddalenie się od nich. W śniegu mogli go łatwo tropić, co działało na niekorzyść Atsumu, ale za to pozostało im tylko kilka godzin do zmroku. Uniknięcie schwytania przez kilka godzin nie było dla Atsumu problemem.

Dzięki śladom w śniegu Atsumu był też w stanie tropić Ogatę bez większych problemów. Znalazł go po kilkunastu minutach przy drodze.

I nie był sam.

Atsumu zmarszczył brwi. Skrył się za sporą zaspą śniegu, obserwując ich z ukrycia.

- Wszystko zgodnie z planem? - spytał mężczyzna.

- Tak - przyznał Ogata, oglądając się za siebie ze zmartwioną miną. - Co, jeśli coś mu się stanie?

- Nic mu nie będzie. Napędzimy mu tylko trochę strachu. Zasłużył sobie po tych wszystkich numerach, jakie wyciął przez ostatnie kilka tygodni. - Co za frajer, oburzył się Atsumu w myślach. - Wejdź na wóz, Ogata-san, zawiozę cię na dworek.

Atsumu prychnął pod nosem. Machiko musiał zapragnąć zemsty za wszystkie uszczypliwe komentarze i upokarzające sytuacje, w jakich się znalazł przez Atsumu. I choć próbę nastraszenia go w taki sposób uważał za żałosną, Atsumu nie zamierzał puścić mu tego płazem.

Z Miya się nie zadziera.

Już on mu pokaże, co to kogoś nastraszyć.

Odczekał do zmroku, z dziecinną łatwością umykając depczącej mu po piętach grupie. Miał ochotę wywrócić oczami na ich żałosne próby tropienia go. Skąd Machiko ich wziął? Atsumu nawet nie próbował zacierać swoich śladów, a oni błądzili jak dzieci we mgle. Szkoda mu było na nich marnować czas, więc oddalił się i skierował swoje kroki w okolice dworku.

Służba nie robiła tajemnicy z tego, że pałała do niego nienawiścią. Zalazł im za skórę wielokrotnie i chociaż nie miał nic złego na myśli - załaził tak za skórę bliźniakowi przy każdej nadarzającej się okazji - rozumiał, że nie każdy miał do siebie dystans i był w stanie to znieść. Rozumiał ich złość za to, jak ignorował lokaja i jak postraszył jego córkę, gdy ta przystawiała się do Kiyoomiego. Gdyby próbowali mu się odgryźć, machnąłby na to ręką i uznał za część ich gry. Tutaj jednak chodziło o coś zdecydowanie innego. Jeśli Machiko myślał, że Atsumu nic nie mógł mu zrobić, bo był Omegą, to czekało go gorzkie rozczarowanie.

Dotarł w okolice dworku szybciej, niż przypszczał. Chociaż jego ślady były dobrze widoczne w śniegu, nie martwił się zbytnio, że go szybko znajdą. Było ciemno, więc tropienie po samych śladach stawało się bardzo trudne, plus Atsumu już się przekonał, że jego prześladowcy byli beznadziejni w używaniu swoich nosów oraz mózgów.

Gdy doszedł do znajomego strumyka, przeskoczył go z łatwością i dotarł do jeziora, przy którym znajdowała się maleńka chatka. Nikt tam od dawna nie zaglądał i Atsumu sam doprowadził ją do ładu, chodząc nad pobliskie jezioro. Zostawił tam sporo swoich rzeczy, łącznie z kilkoma krzemieniami i suchym mięsem. Szybko rozpalił ogień w kominku, wykorzystując suche deski i zjadł trochę mięsa, zaspokajając głód. Nie jadł przez większość dnia i burczało mu już w brzuchu. Nie chciał, żeby jego pusty żołądek zdradził komuś jego położenie.

Gdy jego zmarznięte kończyny rozgrzały się przy ogniu, zagasił go i postanowił sprawdzić, jak mają się sprawy na zewnątrz. Bez problemu udało mu się zakraść blisko stajni, gdzie dostrzegł Kiyoomiego, Machiko i Iizunę oraz dwóch stajennych.

- … się znajdzie - uspokajał Iizuna. - Sam mówiłeś, że Atsumu-san pochodzi z terenów bardzo mroźnych i niebezpiecznych. Na pewno wie, jak o siebie zadbać.

Kiyoomi zawarczał.

- To czemu nie było go przy drodze? - Atsumu zamrugał. Nigdy nie słyszał, żeby Kiyoomi podniósł głos. - Jest sam na otwartym, nieznanym terenie, po zmroku i na mrozie. W lesie żyją dzikie zwierzęta!

Aww, Omi się martwi, pomyślał z zadowoleniem.

- Widać nie jest taki mądry jak udaje - warknął Machiko. - Gdyby był, trzymałby się cholernej drogi i moi ludzi już dawno by go znaleźli.

Kiyoomi zawarczał, obnażając swoje zęby jak dzikie zwierzę. Atsumu zadrżał.

- To był twój pomysł. Pozwoliłem mu jechać, bo uważam cię za przyjaciela, ale jeśli jemu albo dziecku coś się stanie, zabiję cię.

Brzmiał śmiertelnie poważnie. Ogata wyraźnie zbladł.

- Dziecku? - spytał słabo.

- Atsumu-san jest w ciąży? - zdumiał się Iizuna.

Kiyoomi skinął, na co Atsumu wydął usta. Nagle go wzięło na to, by mu uwierzyć? Od tygodni mu próbował wbić do łba, że ich dziecko było w drodze, ale Kiyoomi mu nie wierzył. Medyk mu powiedział, że nie był, skoro nie miał absolutnie żadnych objawów ciążowych. Atsumu był ciekawy, skąd ta nagła zmiana frontu.

Machiko nie wyglądał już tak pewnie jak jeszcze przed chwilą. I dobrze. Atsumu zamierzał zadbać o to, by Machiko gorzko pożałował tego, co zrobił.

Był jednak trochę w kropce, co zrobić ze swoim Alfą. Z daleka było widać, że Kiyoomi był przerażony i spanikowany. Było to trochę obraźliwe, bo Kiyoomi wiedział, że Atsumu nie był słabym Omegą i potrafił o siebie zadbać, ale jednocześnie cholernie urocze, bo Kiyoomi wiedział, że Atsumu nie był słabym Omegą i potrafił o siebie zadbać, ale i tak próbował go chronić.

Może Kiyoomi powinien się trochę pomartwić…

Zanim Atsumu podjął decyzję w tym względzie, Kiyoomi zostawił swoich przyjaciół i pospiesznym krokiem poszedł w kierunku jeźdźca, który nadjechał od drogi.

- Co teraz? To miał być tylko głupi żart! - Ogata był wyraźnie zestresowany. - On próbował z nimi walczyć! Sam widziałem! Co, jeśli naprawdę coś mu zrobią? Słyszałeś, co powiedział lokaj. Znaleźli tam ślady krwi.

- Siedź cicho - warknął Machiko, patrząc na swojego Omegę ostrzegawczo. - Nie ma potrzeby alarmować Kiyoomiego.

- Nie chcę, żeby coś stało się Atsumu. Jest trochę dziwny, ale zawsze był dla mnie miły.

Machiko prychnął z pogardą.

- Ta suka powinna nauczyć się szacunku do alf. Taka lekcja dobrze mu zrobi. Jeśli w ogóle znajdą go w jednym kawałku, oczywiście.

- Sakusa-san będzie zdewastowany, jeśli coś stanie się dziecku. I to z naszej winy. Nie powinniśmy byli tego robić.

- Stul dziób. Cokolwiek się stanie, to zostaje między nami, słyszysz?

- Ale Sakusa-san…

CHLAST. Głowa Ogaty odskoczyła w bok pod impetem uderzenia.

- Ani słowa więcej. Myślisz, że masz tutaj coś do powiedzenia? Jesteś tylko Omegą. Zrobisz co ci każę.

Ogata zagryzł dolną wargę, przełykając łzy i skinął posłusznie głową. Atsumu był zaskoczony, że odważył się cokolwiek powiedzieć. Widać Atsumu miał na niego dobry wpływ, pokazując mu, że bycie uległym i zastraszonym nie było jedyną słuszną drogą w relacji z Alfą.

Atsumu zakradł się do zamku po swoje miecze oraz do kuchni po coś do jedzenia, a potem przemknął się z powrotem do lasu. Z łatwością trafił do chatki, w której spokojnie zjadł kolację, a potem ułożył się do snu. Wiedział, że jeśli ktoś podejdzie zbyt blisko, jego wyostrzone zmysły od razu go zaalarmują.

Rano obudził się rześki i wypoczęty, pełen adrenaliny. Jego ręce drżały z ekscytacji na myśl o czekającej go walce.

Zjadł trochę owoców, które zostawił sobie z poprzedniego dnia i ubrał na siebie płaszcz, chwycił w ręce pas z mieczami i tak uszykowany skierował się w stronę dworku, na którym od samego rana panowało zamieszanie.

- To jakiś dzikus! - usłyszał Atsumu z daleka. - Wysłałem ludzi, żeby mu pomóc, a on ich zaatakował! Rzucił się na Berta jak dzikie zwierzę i wbił mu nóż w szyję! Mój brat wykrwawił się w kilka minut.

Kiyoomi skrzywił się, patrząc na mężczyznę z niezadowoleniem.

- Atsumu nie zaatakowałby nikogo bez powodu. Jestem tego pewien. Musiał się poczuć zagrożony, by zrobić coś takiego - odparł twardo.

Machiko wyrzucił ramiona w górę wyraźnie niedowierzając.

- Czemu do ciebie nie dociera, że to jakiś świr? Nieokrzesany prostak, któremu się wydaje, że atakowanie ludzi na prawo i lewo jest w porządku. Moi chłopcy tylko próbowali mu pomóc!

- Czemu Atsumu-san miałby kogokolwiek atakować? - spytał Iizuna. - To nie ma sensu.

- Sugerujesz, że moi chłopcy kłamią?!

- Ja tam sugeruję, że jesteś pełen gówna do tego stopnia, że wylewa ci się już z gęby - stwierdził Atsumu śpiewnie, opierając się ramieniem o jednego ze stajennych. Wszyscy z taką uwagą przysłuchiwali się wymianie zdań, że nikt nawet nie zauważył, że Atsumu podszedł na odległość kilku metrów.

Jeden ze stajennych wziął gwałtownie oddech, patrząc na Atsumu jak na ducha.

- Atsumu-san?!

Wszyscy obejrzeli się na Omegę ze zdumieniem. Kiyoomi wyglądał, jakby kamień spadł mu z serca.

- Ats… - zaczął, ale Atsumu go zignorował, idąc przed siebie zamaszystym krokiem. Wyciągnął miecze z pochwy i podetknął jeden Machiko pod nos.

- Ty. Wyzywam cię na pojedynek na śmierć i życie. Zakończmy to tu i teraz.

Wszyscy zagapili się na Atsumu.

- Co?!

- Nie będę walczył z ciężarnym Omegą! - Machiko prychnął lekceważąco.

- Nikt nie będzie walczył - wtrącił się Kiyoomi, łapiąc Atsumu na nadgarstek i odciągając miecz od głowy swego przyjaciela. - Co ty wyprawiasz? Gdzie byłeś? Masz pojęcie, jak się o ciebie martwiłem?

- Podziękuj za to swemu koledze, który celowo pozostawił nas przy drodze, a potem nasłał na mnie swoich zbirów, żeby mnie “nastraszyć”.

Kiyoomi i Iizuna obaj spojrzeli na Machiko z niedowierzaniem. Machiko pokręcił głową.

- Nic takiego nie miało miejsca! Masz jakieś urojenia. Wysłałem swoich stajennych, żeby ci pomóc! Czułem się winny, że przeze mnie zaginąłeś, a ty odpłaciłeś mi się, zabijając jednego z nich.

- Och, czyżby? Bo dobrze słyszałem, jak groziłeś wczoraj Ogacie, że ma siedzieć cicho, bo jest tylko Omegą. - Atsumu splunął.

- Doprawdy? Ogata?

Ogata zamarł i rozejrzał się po zebranych. Widząc, że trzy Alfy wpatrują się w niego wyczekująco, spuścił pokornie głowę i wyjąkał.

- N-nie za wiele widziałem. Atsumu-san kazał mi uciekać, ale wyglądał, jakby chciał z nimi walczyć. Za bardzo się go bałem, żeby zareagować.

Atsumu aż się na niego zagapił. Oczywiście, co on sobie myślał. Ogata nigdy w życiu nie stanąłby po jego stronie kosztem zdradzenia zaufania swojego Alfy. Był na to zbyt słaby.

A Atsumu omal się nie zagotował ze złości. Przez ostatnie miesiące rzucano mu pod nogi różne kłody, ale nikt tak bezczelnie nie próbował go zdyskredytować. Machiko wymyślił historyjkę o tym, że Atsumu zaatakował jego człowieka, a reszta oprychów, z Ogatą włącznie, potwierdzała jego wersję zdarzeń. Po raz kolejny stawał jeden przeciwko reszcie i powoli zaczynało go to doprowadzać do szału. Ile jeszcze razy…

BUM. Kiyoomi powalił Machiko na ziemię jednym ciosem. Wszyscy wciągnęli gwałtownie powietrze jak jeden mąż, patrząc na niego z niedowierzaniem.

Iizuna cofnął się o krok. W jego oczach widać było zaskoczenie i niepewność i nie był jedyny.

Kiyoomi mógł być mistrzem ciętej riposty, ale zdecydowanie można go było również nazwać oazą spokoju. Choć był jednym z najlepszych wojowników, jakich Atsumu w życiu widział, swoje umiejętności lubił pokazywać tylko w kontrolowanych warunkach i tylko w ramach treningu. Atsumu nigdy by nie przypuszczał, że tak po prostu kogoś uderzy, zwłaszcza swojego przyjaciela.

A to nawet nie był koniec. Kiyoomi padł na kolana po obu stronach bioder Machiko i zaczął okładać go pięściami.

- Jak śmiałeś - wysyczał głosem drżącym z ledwo powstrzymywanej furii - podnieść rękę na mojego Omegę? - Machiko próbował się zasłonić, ale na nic zdały się jego starania. Pięści Kiyoomiego były nieubłagane, obsypując jego twarz silnymi, celnymi ciosami. - Na moje nienarodzone dziecko?

Atsumu widział, że oczy Alfy zmieniły kolor na czerwony. Cała sytuacja musiała go mocniej poruszyć niż Atsumu podejrzewał, jeśli ta prymitywna strona przebiła się na powierzchnię.

- Kiyo, wystarczy. - Iizuna zdecydował, że najwyższy czas się wtrącić, zanim Kiyoomi wyrządzi Machiko poważną krzywdę. - Kiyo…

- Nie! Próbował zranić moją rodzinę! Nie puszczę mu tego płazem! - odparł Kiyoomi. Co było dość przerażające, nawet mimo oczywistej furii krążącej w jego żyłach jego głos był ciągle racjonalny i wyważony. Po raz kolejny, w chwili, kiedy Kiyoomim kierowały najbardziej prymitywne instynkty, on potrafił je okiełznać do pewnego stopnia i wykorzystać przeciwko wrogowi.

Coś go ścisnęło w żołądku i nie był w stanie już dłużej się oszukiwać, że czuł do Kiyoomiego tylko respekt i pożądanie. To było o wiele, wiele więcej, ale nie miał odwagi tego nazwać.

Iizuna w trudem zdołał ściągnąć Kiyoomiego z Machiko, który trzymał się za krwawiące usta i nos, jęcząc z bólu. Nikt nie podszedł, by mu pomóc, gdy powoli zbierał się z ziemi. Jego twarz była dosłownie zmasakrowana. Atsumu uśmiechnął się triumfalnie.

Dobrze tak sukinsynowi za to wszystko, co zrobił.

- Nic ci nie jest? - spytał Kiyoomi, przyglądając się Atsumu ze zmartwieniem.

Atsumu uniósł zadziornie brwi.

- Chyba nie sądziłeś, że zgubię się kilka kilometrów od domu? Przeprowadziłem swój oddział przez góry w środku zimy, ciągnące się przez dziesiątki, a może setki kilometrów. Nie tak łatwo mnie zdezorientować.

Kiyoomi wyglądał, jakby zamierzał zadać mu kolejne pytania. Jego brwi ciągle był ściągnięte z nerwów, a oczy błądziły po Atsumu, szukając oznak zranień.

- Przemoc to nie rozwiązanie, co? - mruknął Atsumu. To skutecznie odwróciło uwagę Alfy, który zamarł. Jego wzrok poszybował w bok, unikając spojrzenia Atsumu jak plagi. - Hipokryta z ciebie, Omi. Kto by przypuszczał.

Kiyoomi wydął usta, ale nadal tego nie skomentował, niezadowolony. Atsumu westchnął i dźgnął go palcem w brzuch, ale chwilowo postanowił mu odpuścić.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A perfect mate [6/6]

A perfect mate [1/6]

When two forces clash [1/7]

A perfect mate [2/6]

A perfect mate [3/6]

To cheat the system [3/3]

A perfect mate [5/6]

When two forces clash [5/7]

When two forces clash [4/7]